Testy na granicy Niemiec ruszają po protestach Polaków
14 marca 2021Pałeczka pierwszeństwa przypadła Mariuszowi Starościkowi. Konkretnie: pałeczka do wymazów, która powędrowała do jego nosa na przejściu granicznym w Lubieszynie. Polski przedsiębiorca był pierwszym klientem nowego punktu testowego, który ruszył w sobotę (13 marca) na granicy województwa zachodniopomorskiego i Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
Jego badanie to nie tylko test na obecność koronawirusa w organizmie, ale także na swobodę przemieszczania się w Unii Europejskiej. – Mam nadzieję, że te testy chociaż trochę nam pomogą – mówi 45-letni Starościk, który mieszka po niemieckiej stronie granicy, a swoją firmę spedycyjną prowadzi pod Szczecinem. Granicę przekracza kilka razy dziennie, jak wielu z około 13 tysięcy Polaków, którzy osiedlili się w Meklemburgii po wejściu Polski do strefy Schengen.
Pracownicy transgraniczni tacy jak Starościk krytykują surowe przepisy w Meklemburgii, które wymagają od nich, żeby co cztery dni badali się na obecność wirusa na własny koszt. Miesięcznie oznaczało to dla nich nawet kilkaset euro wydatków. Polacy protestowali, bo już sąsiednia Brandenburgia takich testów nie wymaga. Władze Meklemburgii nie ustąpiły, ale szybkimi testami na granicy chcą teraz wyjść naprzeciw miejscowym Polakom.
Meklemburgia dofinansowuje testy
– Nie chcemy, żeby pandemia przywracała granice – mówiła podczas otwarcia premier landowego rządu Manuela Schwesig (SPD). – My w Meklemburgii-Pomorzu Przednim wierzymy, że więcej testów oznacza więcej bezpieczeństwa – dodała. Rząd współfinansuje testy antygenowe na granicy: te dla pracowników transgranicznych kosztują teraz 10 euro (45 złotych), a dla wszystkich innych 20 euro (90 złotych). To taniej niż obecnie dostępne testy, które kosztują średnio 150 złotych.
Jednocześnie szykują się jednak dalsze utrudnienia: jeśli Instytut Roberta Kocha (RKI) zakwalifikuje Polskę jako kraj podwyższonego ryzyka, pracownicy transgraniczni będą musieli badać się co dwa dni. – Przygotowujemy się na ten scenariusz – mówiła Manuela Schwesig.
W sobotę wskaźnik incydencji (średnia liczba zachorowań przez ostatnie 7 dni na 100 tysięcy mieszkańców) wynosiła w Niemczech 76, a w Polsce 269. W obu krajach liczba zachorowań od kilku tygodni rośnie. Niemcy zaliczają dane państwo do grupy wysokiego ryzyka, gdy wskaźnik incydencji przekroczy 200 (ale nie jest to decyzja automatyczna, dlatego na razie Polska nie została jeszcze zaliczona do tej kategorii).
Polacy w mieszanych nastrojach
Do budowy centrów i przejęcia części kosztów lokalne władze zmusił nacisk Polaków z pogranicza i skarga do sądu administracyjnego przygotowana przez polskiego prawnika Rafała Malujdę. Wzorował się on na przykładzie z Bawarii, gdzie po takiej skardze sąd zniósł obowiązek testów dla części mieszkańców strefy przygranicznej.
Malujda wycofał wniosek po negocjacjach z sekretarzem stanu ds. Pomorza Przedniego Patrickiem Dahlemannem. – Gdybyśmy poszli na konfrontację, władze znalazłyby inny sposób żeby utrudnić ruch graniczny, więc postawiliśmy na dialog – wyjaśnił Malujda. – Protestowaliśmy od października, to poprawa sytuacji – dodała polska radna w Löcknitz Katarzyna Werth.
Krytycznie oceniają to rozwiązanie Polacy skupieni w grupie „Freie Grenze - Wolne Granice”. Domagają się całkowitego przejęcia opłat. – Pracujemy tutaj i płacimy podatki. Jeśli rząd chce nas testować, to powinien pokryć wszystkie koszty – apelował do premier Schwesig rzecznik grupy Bartosz Marosz.
Pandemiczne zmęczenie
Sytuacja na polsko-niemieckim pograniczu jest napięta równo od roku, gdy w marcu 2020 Polska na trzy miesiące zamknęła swoje granice. Od jesieni przepisy zaostrza zaś Meklemburgia, chociaż nadal pozostają one luźniejsze dla mieszkańców Brandenburgii.
Efekty widać było w sobotę podczas policyjnej kontroli na granicy jeszcze przed otwarciem punktu testowego. – Problemem jest brak informacji, kilka razy policjanci mnie nie przepuścili, bo sami nie byli pewni jakie są aktualne przepisy – mówi Łukasz Zwierzchadło, który na niemiecką stronę regularnie wozi panele jednej ze szczecińskich firm.
Kilka minut później policja zatrzymała pięćdziesięcioletniego Polaka, który mieszka i pracuje w Niemczech, ale do Szczecina pojechał na zakupy. Nie miał ze sobą negatywnego wyniku testu, a nowy punkt badań jeszcze nie zaczął działać. Policjanci kazali mu zrobić test po polskiej stronie. – Co ile dni mam się badać?! Przejadę leśną drogą albo przez Brandenburgię, nie będę znowu wydawał pieniędzy – powiedział DW zrezygnowany mężczyzna i wrócił na polską stronę.
Dane przeciw plotkom
Władze Meklemburgii liczą, że testy na granicy pozwolą uniknąć takich sytuacji, a przejście pozostanie otwarte niezależnie od zmian przepisów w obydwu państwach. Z kolei Polacy na pograniczu mają nadzieję, że testy zadadzą kłam pojawiającym się w Meklemburgii plotkom, jakoby to pracownicy transgraniczni byli odpowiedzialni za wzrost zachorowań w regionie. Pod tym kątem wyniki badań przeanalizuje za miesiąc dwóch naukowców.
Na rzecz otwartych granic może świadczyć pierwszy test Mariusza Starościka. Wynik: negatywny.
Władze Meklemburgii zapowiadają w przyszłym tygodniu otwarcie drugiego punktu testowego na przejściu granicznym Ahlbeck-Świnoujście. Obydwa punkty działają od poniedziałku do piątku w godzinach od 7:00 do 10:00 i od 14:30 do 17:30 oraz w soboty od 9:00 do 12:00. Centrum testowe Lubieszyn-Linken będzie otwarte również w niedziele od 16:00 do 20:00. Dla badania w Lubieszynie należy zarezerwować termin pod adresem https://15minutentest-linken.ticket.io/