Rząd Wielkiej Brytanii uważa się za prekursora reform UE
29 maja 2015Politycy w Berlinie są ciekawi, jak premier David Cameron dokładnie wyobraża sobie zreformowaną Unię Europejską. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Philip Hammond w wywiadzie dla BBC domagał się w każdym razie „konkretnego pakietu reform". W innym przypadku "nie wygramy referendum", mówił.
Podczas gdy w wielu państwach UE - w tym we Francji - dość krytycznie postrzega się premiera Camerona, w Berlinie mógł on liczyć na pewną otwartość i przychylność.
David McAllister, deputowany niemieckiej chadecji do Parlamentu Europejskiego, mający też brytyjskie obywatelstwo, w rozmowie z Deutsche Welle podkreślał, że generalnie w Niemczech czuje się dużą gotowość do wyjścia naprzeciw brytyjskim propozycjom. Decydujące są jednak detale. Jak podkreślał, "należy zbadać, co jest możliwe w europejskich ramach". Reformy, które uczyniłyby Unię Europejską bardziej "efektywną i odbiurokratyzowaną", są jak najbardziej po jego myśli.
Wiele wspólnego
O tym, jak wiele łączy Niemcy i Zjednoczone Królestwo oraz ich rządy, mówi także Martin Callanan, który do roku 2014 był szefem brytyjskich konserwatystów w PE, a teraz (jako baron Callanan) jest członkiem Izby Lordów. Zbieżności dostrzega on przede wszystkim w polityce gospodarczej niemieckich chadeków i brytyjskich torysów: otwartych rynkach, wolnym handlu i solidnej polityce budżetowej. "Wiele nas łączy z Berlinem - w przeciwieństwie do "socjalistycznej i interwencjonistycznej Francji", zastrzegał.
Ogólnie patrząc na Europę, stanowisko premiera Camerona wcale nie jest tak odosobnione, jak przedstawiają to mass media. "Cameron mówi to, co wielu ludzi myśli", podkreśla Callanan. Niezadowolenie z UE nie jest tylko brytyjskim fenomenem. Rząd Wielkiej Brytanii uważa się wręcz za prekursora. Reformy, do jakich dąży, są "w interesie wszystkich państw członkowskich", jak zaznaczyła brytyjska królowa Elżbieta II w swej mowie tronowej, prezentując program rządowy Camerona.
Najtrudniejsze zmiany traktatowe
Jak daleko posunięte mogłyby być reformy? Ogromną przeszkodą byłaby zmiana traktatów europejskich, którą musiałoby zaaprobować 28 państw członkowskich, w niektórych krajach trzeba byłoby rozpisać w tej sprawie nawet referenda. Europoseł McAllister twierdzi, że "w najbliższym czasie nie ma w ogóle miejsca na obszerną reformę traktatów", dlatego jego zdaniem należałoby zbadać, jak brytyjskie propozycje mogłyby zostać zrealizowane w ramach obowiązujących traktatów albo czy nie można by wyjść naprzeciw brytyjskim propozycjom, dokonując tylko niewielkich zmian.
Kanclerz Angela Merkel już teraz wytyczyła granicę, poza którą nie do ruszenia są cztery podstawowe swobody wewnętrznego rynku UE, do których zalicza się m.in. swobodę podejmowania pracy i osiedlania się w wybranym państwie UE. Te unijne zdobycze są dla niej tabu. Komisarz Guenther Oettinger w wywiadzie dla rozgłośni Deutschlandfunk również wyraził pogląd, że Komisja Europejska jest co prawda gotowa nie skorzystać ze wszystkich przysługujących jej praw, ale nie do pomyślenia jest formalne oddanie kompetencji z powrotem na płaszczyzny narodowe.
Rynek czy coś więcej?
U podstaw odmiennego spojrzenia Niemców i Brytyjczyków na europejskie zjednoczenie leży długa tradycja. Jak potwierdza konserwatywny brytyjski europoseł, Daniel Hannan, dla większości jego rodaków Europa to tylko rynek i nic poza tym. Hannan nie ma nic przeciwko temu, jeżeli określa się go jako eurosceptyka, wręcz przeciwnie, napawa go to dumą.
- Sceptyk to ktoś, kto nie we wszystko ślepo wierzy i domaga się dowodów. Problem całego europejskiego projektu polega na tym, że ludzie wiarę stawiają ponad realia - podkreśla. Jego zdaniem pokazała to unia walutowa, do której z powodów politycznych przyjęto Grecję, zamykając oczy na rzeczywistość.
W przypadku chadeka McAllistera przeważa niemieckie spojrzenie na Europę. - Jestem niemieckim chadekiem. Dla mnie UE jest czymś więcej niż tylko unijnym rynkiem. Dla nas Niemców zjednoczenie europejskie jest politycznym projektem - podkreśla. W ostatnim czasie bardzo często gościł on w brytyjskich mediach, wyjaśniając stanowisko Niemiec. Sami Brytyjczycy muszą w referendum podjąć decyzję, ale za swoje zadanie uważa budowanie mostów i pokazywanie tego, "że zależy nam na tym, żeby pozostali w UE". Czy sądzi, że wyspiarze zdecydują się na exit? - Nie, nie sądzę - mówi, przekonany, że Brytyjczycy będą jednak chcieli w UE zostać.
Christoph Hasselbach / Małgorzata Matzke