Salman Rushdie: „Pisarze nie mają armii”
20 października 2023Będzie to jedno z jego rzadkich wystąpień publicznych po tym, jak w sierpniu 2022 r. został brutalnie zaatakowany, w następstwie czego stracił wzrok w jednym oku. Salman Rushdie, autor nagrodzonych Bookerem „Dzieci północy” (z 1981 r.) i „Szatańskich wersetów” (z 1988 r.) – dzieła, które ściągnęło fatwę ówczesnego irańskiego ajatollaha – przybył na 75. Targi Książki we Frankfurcie nad Menem. Będzie tam mówił o swojej najnowszej powieści „Victory City”, a 22 października otrzyma Pokojową Nagrodę Niemieckich Księgarzy.
W rozmowie z DW opowiada o powrocie do zdrowia, swojej pracy, wpływie literatury i wojnie Izraela z Hamasem.
DW: Pokojowa Nagroda Niemieckich Księgarzy przyznawana jest nie tylko za osiągnięcia literackie, ale także za zaangażowanie na rzecz porozumienia między narodami, a w Pana przypadku także za wysiłki na rzecz wolności na świecie. Jakie znaczenie ma dla Pana ta nagroda?
Salman Rushdie: Jest bardzo ważna. Myślę, że wszyscy w świecie książek znają te nagrodę. A otrzymali ją już niezwykli ludzie. Bardzo się ciesze, że moje nazwisko będzie wśród nich.
Jak się Pan czuje dziś, 14 miesięcy po tym, jak został Pan zaatakowany i ciężko ranny?
Jak widać, już wydobrzałem. Oczywiście jestem trochę przybity, ale czuję się dobrze.
W wywiadzie z magazynem „The New Yorker” w lutym powiedział Pan, że od ataku nie był Pan w stanie pisać. Ale kilka dni temu Pana wydawca ogłosił, że następnej wiosny opublikuje Pan nowa książkę („Nóż”), w której zajmie się Pan zamachem i jego konsekwencjami. Jak udało się Panu wrócić do pisania?
To po prostu wróciło. Myślę, że już krótko po rozmowie z „New Yorkerem” spostrzegłem, iż to znów płynie. Cieszę się, że mogłem napisać tę książkę, która ukaże się wiosną.
Czy było coś, co Panu pomogło?
To po prostu praktyka. Wykonuję tę pracę od dłuższego czasu. W końcu właśnie to sprawia, że wraca się do pracy.
Porozmawiajmy o książce „Victory City”, która ukazała się w tym roku. To fikcyjna opowieść o powstaniu i upadku średniowiecznego miasta Bisnaga w południowych Indiach, gdzie mężczyźni i kobiety różnych wyznań mieli równe prawa. Ale imperium ostatecznie ginie, ponieważ porzuca wszystkie swoje ideały. Czy jest to komentarz do dzisiejszego świata?
Cóż, jeśli pisze się o historii, to w pewnym sensie pisze się też o teraźniejszości. Ponieważ kiedy spojrzymy w przeszłość, widzimy to, co nas interesuje: nasze własne obawy, które znalazły odbicie we wcześniejszych czasach.
Ale tak naprawdę chciałem stworzyć własny świat. Jest wielu pisarzy, którzy zrobili to samo, czy to William Faulkner ze swoim Yoknapatawpha, (Gabriel) García Márquez z Macondo czy indyjski pisarz R. K. Narayan z Malgudi. Chciałem mieć swój własny mały świat – i ta saga stała się tym światem.
Cóż, jedną z rzeczy, które zainteresowały mnie podczas pracy nad książką, było to, że w tym bardzo odległym okresie – mówimy o XIV i XV wieku – pozycja kobiet w społeczeństwie była bardzo postępowa pod wieloma względami: kładziono duży nacisk na edukację dziewcząt, a szkół dla dziewcząt było prawie tyle samo, co dla chłopców. Kobiety pracowały we wszystkich dziedzinach życia: w wojsku, w zawodach prawniczych, jako kupcy i tak dalej.
Tak naprawdę było. Ale oczywiście w tej historii jest tak, że nic nie pozostaje na stałe i nie może być słuszne przez cały czas. Życie mojej postaci, która zwie się Pampa Kampana i w pewnym sensie jest narratorką historii, którą ja opowiadam, ma wzloty i upadki. Są chwile, kiedy jest królową, i chwile, kiedy zostaje wygnana do dżungli.
Myślę, że tak samo jest z wartościami społeczeństwa. Są chwile, kiedy jest ono liberalne, tolerancyjne i otwarte - i inne chwile, kiedy staje się ograniczone i nietolerancyjne. Myślę, że tak właśnie wygląda ludzkie życie.
Fatwa nałożona na Pana ponad 34 lata temu w zeszłym roku prawie kosztowała Pana życie. Dlaczego autokraci, dyktatorzy i potężni ludzie tak bardzo boją się literackich opowieści?
Zawsze było tak, że dyktatorzy w wielu częściach świata bali się poetów. To bardzo dziwne, ponieważ pisarze nie mają armii.
Jak to wyjaśnić?
Myślę, że boją się alternatywnych wersji świata. W końcu jedną z cech autorytarnych rządów jest to, że narzucają nam swoją wersję świata, wykluczając wszystkie inne. Ale oczywiście wszyscy pisarze mają swoją własną wersję świata. I czasami ci, którzy są u władzy, nie chcą się z tym pogodzić – więc próbują ich uciszyć.
Izrael jest dziś w stanie wojny z Hamasem. Czy literatura może zrobić coś, aby pomóc w obecnej sytuacji?
Bardzo niewiele. Zawsze staram się nie przeceniać siły literatury. To, co pisarze mogą zrobić – i robią – to próba wyrażenia niesamowitego bólu, który odczuwa teraz wielu ludzi, i uświadomienia go światu. Myślę, że to właśnie robią pisarze na całym świecie i jest to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić: znaleźć formę wyrazu dla istoty problemu.
Próbuje Pan przez to powiedzieć, że w takiej sytuacji słowa tracą swoją moc?
Po prostu uważam, że pewnych rzeczy nie da się osiągnąć słowami. Słowa nie mogą zakończyć wojny.
Jedną z pierwszych ofiar wojny jest zazwyczaj prawda. Ponieważ ludzie zaczynają przedstawiać własną propagandową wersję wydarzeń. A to bardzo trudne, gdy na obszarze, gdzie toczy się wojna, nie można odróżnić faktów od fikcji.
Myślę, że problemem, z którym reporterzy i dziennikarze muszą sobie teraz poradzić, jest ustalenie faktów. A jeśli dziennikarstwo może tego dokonać, to spełnia bardzo ważną rolę.
Rozmawiał Stefan Dege