Spór handlowy. UE szuka sposobów na Amerykanów
6 grudnia 2022Powodem zbliżającego się konfliktu handlowego między Unią i Stanami Zjednoczonymi jest – przyjęty w sierpniu, a wchodzący w życie od początku 2023 roku – amerykański „Inflation Reduction Act”, który oznacza 369 mld dolarów subsydiów w zielone technologie. Duża część tej kwoty ma charakter protekcjonistyczny, a najczęściej przywoływany w Brukseli przykład dotyczy 7,5 tys. dolarów dotacji (w formie ulgi podatkowej) dla konsumentów kupujących samochody elektryczne, ale wyłącznie takie, które są po końcowym montażu w USA. Kluczowe minerały, które wchodzą w skład akumulatorów, muszą również pochodzić z krajów, z którymi USA podpisały umowę o wolnym handlu, czyli nie z Unii (w przeciwnym razie muszą być poddane przeróbce w USA). Również określony odsetek baterii do aut musi być wyprodukowany w USA.
Takie hojne subsydia w amerykańską produkcję, które uderzają w unijny przemysł i europejski eksport, zostały uznane przez Komisję Europejską za sprzeczne z regułami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Jednak Bruksela na razie nie zamierza przenosić konfliktu na poziom czasochłonnego arbitrażu WTO, który w dodatku psułby stosunki transatlantyckie, podczas gdy potrzebna jest szczególna jedność ze względu na Ukrainę. Bruksela nie porzuca nadziei na porozumienie z Waszyngtonem. – Właśnie wróciłem z USA, gdzie uczestniczyłem w posiedzeniu Rady ds. Handlu i Technologii. Omawialiśmy tam również kwestię ustawy „Inflation Reduction Act”. Ale teraz ważne, by od tych rozmów przejść do konkretnych zobowiązań i wyników, które musimy zobaczyć przed końcem tego roku – powiedział we wtorek [6.12.22] Valdis Dombrovskis, wiceszef Komisji, który zdawał relację unijnym ministrom finansów z wczorajszych rozmów w Waszyngtonie.
Napięte relacje UE-USA
– Niestety, posiedzenie Rady ds. Handlu i Technologii wygląda jak gra na skrzypcach w czasie, gdy nasze relacje płoną. W Waszyngtonie nie znaleziono żadnych odpowiedzi. Po obu stronach Atlantyku należy pamiętać o wnioskach z Wielkiej Recesji: zamykanie granic jest krótkowzroczną odpowiedzią na kryzys gospodarczy, ale... – komentuje jednak Georg Rekieles z brukselskiego European Policy Centre.
Obecnie nie ma szans na szybkie zmiany w samym „Inflation Reduction Act”, ale władze USA przed końcem roku powinny opracować przepisy wykonawcze, w których mają pewną swobodę manewru. Dlatego Bruksela doraźnie chciałaby uzyskać od Ameryki pewne preferencyjne warunki, które Waszyngton rozciągnął na Kanadę i Meksyk w kwestii aut elektrycznych. Ale nawet to byłoby wyłącznie fragmentarycznym rozwiązaniem. Dlatego z delegacji kierowanej przez Dombrovskisa wycofał się Thierry Breton, komisarz UE ds. wspólnego rynku, bo – jak tłumaczyli dziennikarzom jego doradcy – plan obrad USA-UE od początku nie dawał szans na rzetelne wynegocjowanie rozwiązań oddalających największy spór handlowy między Unią i Ameryką od czasów prezydentur Donalda Trumpa.
Nie będzie powrotu do TTIP
Pierwszą reakcją kanclerza Olafa Scholza na „Inflation Reduction Act” były sugestie, by konflikt rozwiązać w ramach odświeżonych negocjacji szerokiej umowy handlowo-inwestycyjnej TTIP, którą Trump wsadził głęboko do waszyngtońskiej zamrażarki. Ten pomysł błyskawicznie upadł, bo teraz również Demokraci boją się nowych dużych umów handlowych, w których zwykli Amerykanie upatrują zagrożenia dla swoich miejsc pracy. Dlatego Joe Biden nie zamierza odkręcać decyzji Trumpa w kwestii TTIP.
– Brak rozwiązań sporu po stronie Waszyngtonu oznacza, że reakcja Unii będzie musiała być w dużej mierze wewnętrzna, czyli wymagająca w pierwszej kolejności awaryjnych inwestycji w celu poradzenia sobie z szokiem energetycznym. To mało prawdopodobne, aby UE popadła w taki protekcjonizm, jaki obecnie prezentują USA. Ale będzie musiała zaproponować rozwiązania, które sprawią, że inwestowanie w Europie będzie nie mniej atrakcyjne niż w USA. W niektórych branżach może to oznaczać, że środki publiczne są bardziej bezpośrednio powiązane ze wspieraniem europejskich strategicznych gałęzi przemysłu krajowego, na przykład za pomocą sojuszy przemysłowych na rzecz czystego wodoru, baterii – przekonuje Riekeles.
Skąd nowe unijne pieniądze?
Wsparcie dla przemysłu w Unii, które miałoby równoważyć amerykański „Inflation Reduction Act”, zmusza państwa UE do pytań o szukanie dodatkowych wspólnych pieniędzy. Ursula von der Leyen, szefowa Komisji, w ostatnią niedzielę [4.12.22] zapowiedziała, że Unia musi ponownie ocenić, czy konieczne jest „nowe i dodatkowe finansowanie na poziomie UE”. – Istnieje ryzyko, że „Inflation Reduction Act” może prowadzić do nieuczciwej konkurencji, może zamknąć rynki i zaburzyć kluczowe łańcuchy dostaw. UE powinna podjąć działania mające na celu przywrócenie równowagi co zasad gry i poprawić nasze ramy pomocy państwa [dla przemysłu] – powiedziała von der Leyen.
Ale pomysły na nowe unijne fundusze („powtórka z Funduszu Odbudowy”), w tym w kontekście przeciwdziałania decyzjom USA, w tym tygodniu ponownie wywołały ostre spory ministrów finansów w Brukseli. Francuzi promują „najprostszą odpowiedź”, czyli „Unia musi wyposażyć się w instrument podobny do amerykańskiego”, tworząc suwerennościowy fundusz (na rzecz „Made in Europe”, jak dodaje komisarz Breton), który pomoże europejskim przedsiębiorstwom. Taka propozycja spotkała się z natychmiastowym poparciem włoskiego ministra Giancarla Giorgettiego. Ale kraje unijnej Północy są bardzo niechętne, bo – jak przekonywał niemiecki minister Christian Lindner – szybkie sięganie po kolejne wspólne instrumenty dłużne w Unii „uderzałoby w naszą konkurencyjność i stabilność”. A również Holenderka Sigrid Kaag podkreślała, że zanim Unia zacznie myśleć o nowym wspólnym długu, musi lepiej wykorzystać już istniejące narzędzia. Polska na razie nie uczestniczy aktywnie w tych debatach toczonych głównie w ramach strefy euro.
Pomysły co do nowego wspólnego wspomagania przemysłu w Unii, a zwłaszcza zielonej transformacji, której przyspieszenie narzuca Europie kryzys energetyczny, mogą wylądować w przyszłym tygodniu na negocjacyjnym stole szczytu UE. Po stronie zwolenników nowych funduszy prezydent Emmanuel Macron musiałby wtedy działać w sojuszu z premier Giorgią Meloni, która w ślad za swym poprzednikiem Mario Draghim apeluje teraz o głęboką koordynację Unii w walce z kryzysem.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>