Słowaccy dziennikarze boją się rządowych represji
13 czerwca 2024Chociaż szybko przebaczył człowiekowi, który pociągnął za spust, słowacki premier Robert Fico usiłuje obciążyć winą za majowy zamach na jego życie to, co uważa za opozycję polityczną skierowaną przeciwko niemu – łącznie z krytycznymi mediami.
Nacjonalistyczny populista Fico nigdy nie krył swojej pogardy dla dziennikarzy. Najbardziej znana jest jego wypowiedź z 2016 roku, kiedy napiętnował ich jako „brudne, antysłowackie prostytutki”. Od kiedy wrócił do władzy w październiku ubiegłego roku, jego próba „reformy” słowackich mediów publicznych budzi niepokój zarówno w kraju, jak i za granicą.
Obecnie wydaje się, że Fico bardzo chce wykorzystać szokujący zamach na niego, dokonany przez 71-letniego Juraja Cintuli 15 maja, jako kolejny bat na media.
W pierwszym oświadczeniu publicznym po opuszczeniu szpitala premier wezwał „antyrządowe media”, by przestały „bagatelizować (…) zło i nienawiść polityczną”, które według niego były podsycane przez jego przeciwników politycznych, a ostatecznie doprowadziły do próby zamachu.
Politycy wzywają do „pojednania”
Od chwili ataku na premiera modnym słowem stało się „pojednanie”. Ze wszystkich stron odzywały się głosy wyrażające szok z powodu zamachu i głębokiej polaryzacji słowackiego społeczeństwa.
Nie brakuje opinii, że tej narracji nadużywają partie sprawujące władzę.
– Koalicja rządowa próbuje wyciągnąć korzyści z tego szokującego zdarzenia, aby skomplikować pracę dziennikarzy i uzyskać wpływ na media – powiedział DW proszący o anonimowość dziennikarz jednej z największych słowackich gazet.
Polityk rządowy ogłasza koniec „ery zuchwałości”
Rząd już przed zamachem pracował nad uzyskaniem większego wpływu na media. Obecnie planuje przeforsowanie w nadchodzących tygodniach w parlamencie reorganizacji publicznego nadawcy RTVS.
Fico – który w 2023 roku nazwał komercyjną stację telewizyjną Markiza, portale Dennik N i Aktuality oraz dziennik SME „wrogimi mediami” – twierdzi, że RTVS przestał być obiektywny. Krytycy ostrzegają, że planowana reorganizacja ma poddać nadawcę politycznej kontroli.
Tuż po nieudanym zamachu na Fico, koalicjanci premiera pospieszyli z zapewnieniami, że wprowadzony zostanie jeszcze silniejszy nadzór nad mediami, żeby takie przerażające zdarzenia nie mogły się powtórzyć.
– Zaczęła się wojna polityczna – oświadczył Andrej Danko, lider Słowackiej Partii Narodowej (SNS) – mniejszego partnera koalicji rządowej. Zapowiedział „zmiany” w sektorze mediów. – Era zuchwałości się skończyła – podkreślił.
Rządowy „Lex Atentat”
Rządzące partie nie przestają obwiniać opozycji o wzniecanie nienawiści i polaryzowanie społeczeństwa.
– Mówią o czymś, co nazywają Lex Atentat, czyli „prawem dotyczącym zamachów” – powiedział DW Radoslav Štefančik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Bratysławie. – Nikt jednak nie wie, jaka jest jego treść, ponieważ mimo apeli o pojednanie rząd nie odpowiada na wezwania do współpracy, chociaż opozycja zgodnie potępiła atak.
„Wojna o orbanizację”
Wiele osób uważa, że te zmiany legislacyjne są mniejszym powodem do zmartwień niż nieformalne mechanizmy wykorzystywane do wywierania presji na media.
– Naszym obowiązkiem jest informowanie o takich rzeczach jak korupcja czy nepotyzm i będziemy to robić nadal – mówi Lukas Fila, prezes N Press, wydawcy Dennika N. – Niektórzy politycy koalicyjni wykorzystują sytuację do sugerowania, że przekazywanie takich informacji doprowadziło do zamachu. Wiele osób, które wzywają do „pojednania”, naprawdę żądają, by media powstrzymały się od wszelkiego krytycyzmu. Ale to się oczywiście nie może stać.
Nie wszystkie media są tak zdeterminowane, by trzymać się wytyczonego kursu.
Pod koniec maja Markiza, najpopularniejsza komercyjna stacja telewizyjna na Słowacji, odwołała swój popularny cotygodniowy talk-show polityczny „Na Telo”. Jego gospodarz Michal Kovačič powiedział widzom, że rozpoczęła się wojna o „orbanizację naszych stacji telewizyjnych”.
Fico i podobnie myślący liderzy w całej Europie często zdają się uważać poskromienie krajowych mediów przez rząd Viktora Orbána na Węgrzech za wzór do naśladowania.
Doskonale świadomi sposobu, w jaki zawłaszczono media publiczne na Węgrzech, dziennikarze i zarząd RTVS starają się storpedować ten plan. 10 czerwca pracownicy stacji przystąpili z błogosławieństwem zarządu do strajku i wyszli na ulice Bratysławy, domagając się utrzymania niezależności publicznego nadawcy.
Sprawa ta zaalarmowała również sporą część społeczeństwa i być może pomogła zmobilizować liberalnych wyborców w wyborach europejskich w ubiegły weekend. Zwyciężyła w nich centrowa Progresywna Słowacja, zdobywając 27,8 proc. głosów przy rekordowej frekwencji 34 proc.
Autocenzura w słowackich mediach
Dziennikarze w Markizie próbują stawiać opór, grożąc strajkiem na znak poparcia dla twierdzenia Kovačiča, że zarząd ingeruje w działania redakcji. To może być jednak bardzo trudna walka.
Odpowiadając na postulat Międzynarodowego Instytutu Prasy, żeby „bronić wolnego dziennikarstwa i je wspierać”, właściciel Markizy, czeski konglomerat PPF, oświadczył, że Kovačič „naruszył zasady działalności redakcji”.
Nie tylko Markiza wystraszyła się rządowej retoryki. Stacje telewizyjne Joj i TA3 również odwołały swoje programy polityczne.
– Dochodzi do autocenzury – mówi Radoslav Štefančik. – Najpierw politycy rządowi przestali uczestniczyć w talk-showach, potem właściciele niektórych mediów zaczęli ograniczać programy polityczne, a teraz faworyzują informacje spoza polityki.
Dodaje, że tematem numer jeden stał się teraz wysoki poziom wód Dunaju.
Przygnębienie w newsroomach
Ze względu na presję atmosfera w newsroomach staje się przygnębiająca – powiedział DW anonimowy dziennikarz prasowy. – Na pewno stonowaliśmy nasze relacje. To, na co skarżą się dziennikarze w Markizie, tutaj się dzieje. Rozważam odejście.
Nie wszyscy jednak są aż tak mocno zaniepokojeni, że rząd będzie potrafił wykorzystać zamach na Fico do popchnięcia Słowacji na szybki tor w kierunku orbanizacji.
Lukas Fila z Dennika N wskazuje, że Fico, który powiedział, że może wrócić do pełnienia obowiązków na początku lipca, ma znacznie słabszą pozycję polityczną niż jego węgierski odpowiednik.
Anonimowy dziennikarz prasowy przestrzega jednak: – Węgierscy dziennikarze mówią mi, że sytuacja na Słowacji przypomina im to, co się działo w ich kraju 10 lat temu.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Angielskiej DW