Trójkąt Weimarski. Ostatnia rocznica albo nowe życie
28 sierpnia 202130 lat temu spotkali się w Weimarze ówcześni szefowie dyplomacji Francji, Niemiec i Polski, Roland Dumas, Hans-Dietrich Genscher i Krzysztof Skubiszewski. Razem spisali dziesięciopunktową deklarację „w sprawie przyszłości Europy”, a w niej Francja i Niemcy oświadczyły, że „popierają wszelkie działania na rzecz zbliżenia Polski i pozostałych nowych demokracji do Wspólnoty Europejskiej”.
W ten sposób rozpoczęła się współpraca dwóch największych państw Europy Zachodniej, z największym krajem spośród tych, które niespełna dwa lata wcześniej zaczęły swój powrót do Europy zza żelaznej kurtyny. W sensie geograficznym wprawdzie zawsze były w Europie, ale wracały do systemu wartości związanych z nazwą kontynentu.
Nadzieje i obawy
Towarzyszyły temu ogromne nadzieje i spore obawy. Dlatego w deklaracji sygnatariusze zapewniali: „Wspólnie musimy uczynić wszystko, aby stworzyć wszystkim ludziom warunki egzystencji godne człowieka. Tylko w taki sposób możemy oszczędzić im losu uciekinierów i uniknąć migracji w obrębie i do Europy.” Wtedy te słowa odnosiły się nie tylko do rozpadającej się już Jugosławii (kilka tygodni wcześniej skończyła się wojna w Słowenii, trwała wojna w Chorwacji) i jeszcze istniejącego Związku Sowieckiego (w Moskwie przed tygodniem został stłumiony pucz Janajewa), i nie tylko do Albanii, Bułgarii czy Rumunii.
To nie były bezpodstawne lęki. Dość przypomnieć, że w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku zaczęła się masowa emigracja Romów z Czech i Słowacji na Zachód, głównie do Wielkiej Brytanii i Kanady, gdzie prosili oni o azyl polityczny i go dostawali. Dopiero tam poczuli się takimi samymi ludźmi, jak wszyscy dokoła, mogli iść na studia, czy zostać policjantami, a dzieci posyłać do normalnych, a nie specjalnych szkół.
Sukces i co dalej?
– Ten pomysł zrodził się z potrzeby. Miał przygotować Polskę do akcesji do wspólnot europejskich – wyjaśnia genezę powstania Trójkąta prof. Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich imienia Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Francja i Niemcy postanowiły wspomagać Polskę, a poprzez Polskę także cały obszar pokomunistycznej Europy Środkowej w jego integracji do struktur zachodnich, UE, a przedtem NATO – tłumaczy profesor Uniwersytetu Szczecińskiego Pierre-Frédéric Weber.
Kiedy 9 maja 2003 roku Aleksander Kwaśniewski witał we Wrocławiu Jacquesa Chiraca i Gehrharda Schroedera, w mieście panował radosny nastrój. Tego dnia Unia Europejska obchodziła swoje święto, a Polska stała tuż przed jej drzwiami. Kilka tygodni wcześniej podpisała traktat ateński. Polakom zostało już tylko powiedzieć „tak” w referendum akcesyjnym, a rządowi w Warszawie mianować pierwszego eurokomisarza.
1 maja 2004 roku cel został osiągnięty. Cały Trójkąt Weimarski znalazł się w UE… i stracił sens. – Od kiedy Polska jest członkiem Unii, nie mamy pomysłu na to, jak te relacje mają wyglądać – zwraca uwagę prof. Ruchniewicz. – Po tym sukcesie nie doszło do uzgodnień, co chcemy razem robić, jaki jest nasz cel, co mamy do zaproponowania, co będzie dla nas dobre – tłumaczy prof. Weber.
Epoka lodowa
Do szerokiej opinii publicznej to dotarło, gdy 3 lipca 2006 roku prezydent Lech Kaczyński odwołał swój wyjazd do Weimaru na szczyt z Angelą Merkel i Jacquesem Chirakiem. Według jego rzecznika miał „zaburzenia czynnościowe przewodu pokarmowego” i lekarz zalecił mu odpoczynek, ale komentatorzy nie mieli wątpliwości, że problem wcale nie jest natury zdrowotnej.
W okresie rządów PO-PSL (2007-15) współpraca jakby ożyła, ale tak naprawdę ważną rolę Trójkąt odegrał tylko raz, podczas Euromajdanu w Kijowie, w 2014 roku.
Ale już w następnym roku władzę w Polsce przejęła Zjednoczona Prawica. Ministrowie spraw zagranicznych Trójkąta spotkali się wprawdzie jeszcze z okazji jego ćwierćwiecza w sierpniu 2016 roku w Weimarze, ale na tym się skończyło. Nadeszła epoka lodowa, którą 15 października ubiegłego roku na chwilę przerwało kolejne spotkanie szefów dyplomacji, tym razem w Paryżu. Padła zapowiedź reaktywacji Trójkąta, ale na niej się skończyło.
– Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju zombie. Trójkąt niby nie jest martwy, ale tak naprawdę trudno go zaliczyć do żywych – ironizuje Pierre-Frédéric Weber. – Przynajmniej na najwyższym szczeblu. Bo między regionami, uczelniami i na poziomie społeczeństwa obywatelskiego coś się dzieje. Tylko, że nie jest to aż tak medialne.
Nie tylko szczyty
– Trójkąt Weimarski z założenia nie miał być jedynie forum spotkań najwyższego szczebla, ale i intensywnej współpracy tych trzech społeczeństw, tak żeby się lepiej poznawały i tworzyły wspólne projekty – podkreśla Krzysztof Ruchniewicz. Sęk w tym, że tych inicjatyw nie widać zbyt wiele.
Wielkim wyjątkiem jest założona w 1993 roku Fundacja Genshagen, „prawie tak stara jak Trójkąt Weimarski – i to niej przypadek”, jak można przeczytać na jej stronach internetowych. Rzeczywiście, kraje Trójkąta łączy w sobie już sama postać jednego z dwojga jej założycieli, urodzonego w polskim dziś Trzygłowie na Pomorzu Zachodnim historyka Rudolfa von Thaddena, pioniera pojednania niemiecko-francuskiego i niemiecko-polskiego.
Ale Genshagen, w przeciwieństwie do innych „trójkątnych” przedsięwzięć, ma możnych fundatorów. Są nimi pełnomocnik rządu Niemiec do spraw kultury i mediów oraz land Brandenburgia.
Fundusz Weimarski
– Problemem jest brak finansowego wsparcia dla działań obywatelskich – mówi prof. Ruchniewicz. – Gdyby te trzy państwa, Niemcy, Francja i Polska, utworzyły w tym celu coś takiego, co ma Grupa Wyszehradzka, czyli wspólny fundusz, to jestem przekonany, że Trójkąt by ożył.
Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki (IVF) dokłada się od 2000 roku do rozmaitych projektów organizowanych wspólnie przez instytucje, stowarzyszenia, a nawet osoby prywatne z przynajmniej trzech państw członkowskich. Od kilku lat finansuje także przedsięwzięcia realizowane w państwach Partnerstwa Wschodniego i Bałkanów Zachodnich. IVF zaczynał z budżetem miliona euro rocznie, teraz jest to już 8 milionów. Łącznie do końca 2019 roku na niemal sześć tysięcy projektów wydał 95 milionów euro.
– Czy coś takiego by się przydało w Trójkącie? Na pewno. Jeżeli są fundusze, zawsze będą zainteresowane osoby, które mają inicjatywę – potwierdza prof. Weber. – Tylko, że nie widać, żeby pomysł stworzenia takiego funduszu w ramach Trójkąta był na porządku dziennym, albo choćby w planach jego decydentów.
Wielokątna przyszłość?
– I można nad tym ubolewać – dodaje francuski historyk, – bo właśnie jesteśmy w przededniu 30. rocznicy powstania Trójkąta Weimarskiego. Gdyby zestawić inicjatywy, uroczystości, czy projekty przygotowane na tę rocznicę, to żadna wielka lista z tego nie powstanie. I to jest smutne, gdyż 30. rocznica to często jest ta ostatnia, kiedy można jeszcze dać jakiś nowy impuls. Bo to jest już zmiana pokoleniowa. Jeśli teraz brak takich inicjatyw, to trudno spodziewać się ich za rok. Dlatego tę rocznicę widziałbym jako chyba ostatnią.
Szanse na ocalenie tej współpracy prof. Weber upatruje w rozszerzeniu jej formuły. O Rumunię? – O Rumuni nie myślałem, ale to niewykluczone. Raczej o Włoszech. To by pozwoliło dołączyć do niej Południe, powiększyć ją o wymiar śródziemnomorski.
Natomiast prof. Ruchniewicz jest przekonany, że Trójkąt Weimarski ma jednak przyszłość, zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych. – Dlatego mnie się wydaje, że może warto zrobić krok do tyłu i wykorzystać istniejące struktury bilateralne, i trójstronne, by w tych małych gremiach przedyskutować najpoważniejsze kwestie. Czyli te, które później będziemy chcieli podnieść na płaszczyźnie ogólnoeuropejskiej.