UE. Samochody nadal trują „Nic się nie zmieniło od 12 lat"
24 stycznia 2024Do 2035 r. UE miała osiągnąć całkowitą bezemisyjność, wszystko wskazuje jednak na to, że zmiana wcale nie będzie taka łatwa. Jak ujawnili w środę (24.01) unijni kontrolerzy, osobówki poruszające się po unijnych drogach dzisiaj emitują tyle samo CO2, co przed 12 laty. Ogólnie emisje dwutlenku węgla z transportu wynoszą prawie 23 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych w UE, z czego ponad połowę stanowią spaliny z samochodów osobowych. – Zielona rewolucja w Unii będzie możliwa tylko wtedy, gdy na naszych drogach zmniejszy się liczba trujących samochodów. To jednak duże wyzwanie. Dopóki przeważać będą auta z silnikami spalinowymi, nie nastąpi faktyczny, odczuwalny spadek emisji CO2 z samochodów. Jednocześnie kolejnym ogromnym przedsięwzięciem jest dla UE przejście na samochody elektryczne – mówił w środę podczas konferencji prasowej Pietro Russo odpowiedzialny za kontrolę. Tymczasem, dzisiaj nadal zdecydowana większość (75 proc.) poruszających się po unijnych drogach samochodów posiada silniki spalinowe.Te nowsze, zwłaszcza benzynowe, trują co prawda nieco mniej, ale jednocześnie biorąc pod uwagę, że wzrosły zarówno gabaryty aut, jak i moc silników, nie można z czystym sercem powiedzieć, że rozwój technologiczny doprowadził do zmniejszenia emisji. Podobnie, jeśli chodzi o samochody z napędem hybrydowym. Ratunkiem mają być samochody elektryczne, ich wprowadzenie na szeroką skalę napotyka jednak w UE spore przeszkody. Zresztą w obecnej sytuacji politycznej nie wiadomo na ile w ogóle uda się wprowadzić w życie wszystkie założenia unijnego Zielonego Ładu. Zgodnie z tą strategią od 2035 r. miał w UE zacząć obowiązywać zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi, dzisiaj nie wiadomo jednak czy nowe przepisy faktycznie wejdą w życie. Już teraz, jak donosi DW, główne frakcje polityczne w UE, w tym Europejska Partia Ludowa, zaczynają zastanawiać się czy w eurowyborach nie kusić wyborców obietnicą odejścia od tego zakazu.
Rozczarowanie hybrydami
Co do samych samochodów, to jak mówią eksperci, dużym rozczarowaniem okazały się być samochody hybrydowe, które chociaż w unijnych dokumentach widnieją jako niskoemisyjne, w rzeczywistości zatruwają środowisko niewiele mniej niż zwykłe auta spalinowe. – Problem z hybrydami jest taki, że operują one na dwóch silnikach, czyli spalinowym i elektrycznym i to od użytkownika zależy, z którego skorzysta. Założenie było takie, że częściej stosowany będzie silnik elektryczny, rzeczywistość okazała się jednak inna i kierowcy wolą używać silników spalinowych – mówi DW Mariusz Pomienski, dyrektor w Europejskim Trybunale Obrachunkowym. Jego zdaniem przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka. Po pierwsze problemy z dostępnością stacji ładowania. Po drugie – czysta ekonomia. Hybrydy z racji swojej – jak się dzisiaj okazuje rzekomej – niskoemisyjności chętnie wybierane były przez przedsiębiorców w ramach pakietów pracowniczych. W przypadku takich aut koszty paliwa pokrywa zwykle pracodawca, co oznacza, że pracownik nie musi szukać tańszych opcji tankowania ani dla oszczędności ładować auta. Ale dobra passa hybryd powoli się kończy. Niektóre państwa członkowskie już zaczęły się wycofywać z zachęt skłaniających do zakupu tego typu pojazdów. W przyszłym roku oceny wysokości emisji CO2 z hybryd dokona także Komisja Europejska, co zgodnie z przewidywaniami unijnych kontrolerów skończy się zmianą ich klasyfikacji jako samochodów niskoemisyjnych.
Nadzieja w elektrykach
Dzisiaj jedyną nadzieją na realne obniżenie emisyjności samochodów osobowych jest wzrost liczby aut elektrycznych. – To jedyna skuteczna metoda, żeby bezpośrednio obniżyć emisje dwutlenku węgla z aut – uważa Mariusz Pomienski. Ale chociaż obecność elektryków na unijnych drogach rośnie – w 2018 r. co setny nowo rejestrowany samochód stanowiło auto elektryczne, a już w 2022 r. – co siódmy, to wciąż jest ich za mało, aby spełnić cele klimatyczne Unii. I nic nie wskazuje na to, żeby to się miało szybko zmienić. Bo samochodów elektrycznych nadal nie produkuje się wystarczająco dużo, brakuje również surowców potrzebnych do wyprodukowania odpowiedniej liczby baterii. Problemem jest także dostępność stacji ładowania tego typu pojazdów, a raczej jej brak, bo dzisiaj 70 proc. wszystkich stacji ładowania akumulatorów samochodowych w UE znajduje się na terytorium trzech państw członkowskich, czyli Holandii, Francji i Niemiec; kraje te stanowią 23 proc. powierzchni UE. W pozostałych państwach Unii stacje ładowania rozmieszczone są nieregularnie i jest ich zbyt mało, żeby móc zagwarantować kierowcom swobodę w podróżowaniu elektrykami po Europie. – Powiązaliśmy zagęszczenie infrastruktury ładowania pojazdów elektrycznych z wysokością PKB na głowę mieszkańca. Wnioski są jasne: im bogatsze państwo, tym więcej stacji ładowania – kwituje w rozmowie z DW Pomienski. Przeszkodą jest również to, że pojazdy elektryczne są przeciętnie droższe niż te z silnikami spalinowymi, więc wielu Europejczyków zwyczajnie nie może sobie pozwolić na ich zakup. I znowu więcej elektryków rejestrowanych jest w krajach bogatszych, w tym Skandynawii, Danii czy Holandii, a potem w Niemczech i Francji, niż np. w Polsce, Czechach, Węgrzech czy na Słowacji. Jeśli nic się nie zmieni – prognozują eksperci – kierowcy będą trzymali się swoich starych samochodów spalinowych i jeździli nimi po prostu dłużej niezależnie od ich wpływu na środowisko. Już dzisiaj zresztą średni wiek eksploatacji samochodów w UE wzrósł z 7,4 roku w 2014 r. do 12 lat w 2021 r.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>