Ukraińscy żołnierze o leopardach: „To, czego potrzebujemy”
26 stycznia 2023Przez stepy w okolicach Doniecka przetacza się lodowaty, przeszywający wiatr. Termometr pokazuje minus 17 stopni. Zaledwie kilka kilometrów stąd przebiega front, na którym toczą się walki o Bachmut. Tu zaś, gdzie jesteśmy, ćwiczą żołnierze z ukraińskiej brygady czołgów. Kilka dni temu zostali wycofani z bojów na krótką pauzę. Aby do nich dotrzeć, trzeba iść kilka kilometrów na przełaj.
– No i jak? Trudno jest chodzić w kamizelce kuloodpornej? Marzną ręce i nogi? – pyta mnie Ihor, oficer brygady pancernej, w drodze na miejsce, gdzie jest rozlokowany batalion. – To niech pani sobie teraz wyobrazi chłopaków leżących w zamarzniętych okopach, gdzie nie wolno rozpalić pieca, żeby nie zdradzić swojej pozycji.
Podczas przerwy na odpoczynek żołnierze rozmawiają z DW. Nie wszyscy podają swoje nazwiska, nie wszyscy chcą być fotografowani. Jedni mają krewnych na terenach okupowanych, rodziny innych nawet nie wiedzą, że są oni na froncie.
„Czyżby w Rosji nikt nie patrzył na straty?”
Według oficerów brygady pancernej na jednego żołnierza ukraińskiego przypada w tym rejonie obecnie około dziesięciu rosyjskich. Na tym odcinku frontu są to głównie „wagnerowcy”, rosyjska prywatna armia (stworzona przez biznesmena Jewgienija Prigożyna, nazywanego kucharzem Putina – przyp.), która rekrutuje więźniów z rosyjskich więzień.
– W Bachmucie pozycje obu stron leżą bardzo blisko siebie – mówi Oleh, jeden z dowódców brygady. – Raz po raz żołnierze są wciągani w walkę wręcz. Jesteśmy w stanie nawet słyszeć rozkazy wrogich dowódców.
Około 40-letni piechur Ihor jest wyraźnie wyczerpany, jak zresztą wszyscy. – Ukraińskie wojsko walczy na granicach ludzkiej wytrzymałości – mówi. – Nie mamy jak spać – podkreśla. Dzień i noc znajdują się pod ostrzałem. Rosyjska piechota atakuje raz za razem.
Inny oficer, także Ihor, opowiada, jak małe rosyjskie oddziały, liczące od dziesięciu do piętnastu mężczyzn, „falami” atakują ukraińskie pozycje. – Idą wprost w krzyżowy ogień z naszych okopów. My strzelamy, a oni giną. Na polu leżą już góry trupów. Potem nadchodzą następni. Nie pomagają swoim rannym, tylko prują w naszą stronę – mówi Ihor-oficer.
– My też tracimy ludzi. Ale tego nie rozumiem, przecież oni mają tak ogromne straty! Czy nikt u nich tego nie widzi? – pyta piechur Ihor. Jego kolega Dmytro mówi, że trudno to wszystko znieść. – Ale innego wyboru nie mamy. Chcę i muszę bronić mojego kraju, mojej rodziny, abyśmy mieli przyszłość – podkreśla.
Problemy Ukrainy z „sowieckim dziedzictwem pancernym”
Dowódcy brygady czołgów twierdzą, że siły ukraińskie potrzebują więcej sprzętu i broni, najlepiej niesowieckiej produkcji, by kontynuować kontrofensywę i wyzwalać kolejne okupowane terytoria.
Ich inżynierowie prowadzą nas do kilku sowieckich czołgów T-72, które po walkach naprawiają w środku pola, pod gołym niebem. Na ziemi leżą skrzynki z narzędziami i generatory. Zamontowany na ciężarówce dźwig wyciąga z czołgu silnik. Inżynier Andrij opowiada, że w samym środku boju silnik stanął, ale „mechanik cudem uruchomił go ponownie i załoga zdołała się uratować”. – Widzisz tę dziurę w silniku? Już jest kaput – mówi Andrij.
Mechanicy wymieniają stary motor na nowy. Ale „nowy” to on jest tylko umownie. Wszystkie części zamienne do T-72 są produkowane w Rosji, a Ukraina ich od dawna nie kupuje. – Wciąż mamy części zamienne w magazynach. Ale tego i owego brakuje. Wtedy rozbieramy nasze uszkodzone czołgi lub zdobyczne, rosyjskie – mówi Andrij.
Jego zdaniem ukraińska armia powinna pozbyć się „sowieckiego dziedzictwa pancernego” i w ogóle całego sowieckiego sprzętu. Nie wytrzymuje on bowiem porównania z nowoczesnym wyposażeniem i ledwo chroni żołnierzy. Z tą opinią zgadza się Konstantin, zastępca dowódcy Andrija. Jak mówi, ukraińskie wojsko potrzebuje zachodniej broni i zachodniego wyposażenia, żeby mieć przewagę na froncie. Bo rosyjską armię będzie można pokonać jedynie dzięki nowoczesnej technologii.
„Rosjanie boją się leopardów”
Dowódcy batalionu mówią DW, że ich żołnierze życzyliby sobie otrzymać nowe czołgi tak szybko, jak to tylko możliwe, ponieważ „tak szybko, jak to tylko możliwe chcą zakończyć wyzwalanie terytorium Ukrainy”. W oddziale rozmawia się o tym, co niemieckie czołgi Leopard potrafią, ale i o tym, jak w Niemczech dyskutuje się o dostarczeniu takich czołgów na Ukrainę. Rozmawia się także o obiecanych przez zachodnich partnerów bojowych wozach piechoty: niemieckim Marderze i amerykańskim Bradleyu.
– Leopard to jest to, czego teraz potrzebujemy. Wysoce precyzyjne celowniki i noktowizor sprawdzają się w każdej pogodzie. Ale przede wszystkim Rosjanie boją się leopardów – mówi oficer Konstantin.
Tymczasem mechanik Serhij spawa pod gołym niebem ponad 50-letnią chłodnicę. Serhij jest w wojsku od 2014 roku, ręce ma całe posiniaczone od tego, co robi. – Ukraińskie siły zbrojne potrzebują zachodniego sprzętu, najlepiej od razu z częściami zamiennymi i całą logistyką – mówi. Serhij jest przekonany, że potrafi także naprawiać zachodni sprzęt: – W silnikach nie ma zbyt wielkich różnic. Najważniejsze, że wiem jak to wszystko przywrócić do życia! – zapewnia.
Serhij i jego koledzy naprawiają liczne czołgi, transportery opancerzone i ciężarówki pod ciągłą presją czasu. Walki o Bachmut są coraz bardziej zacięte. Także inżynierowie z batalionu czołgów prawie nie śpią. Mówią, że muszą „wytrzymać”. Również oficer Ihor nie widzi innego wyjścia. – Ta wojna jest straszna. Ale musimy ją wygrać, abyśmy mogli dalej żyć w wolności – dodaje.
Od redakcji: Reportaż powstał przed wycofaniem wojsk ukraińskich z Sołedaru, o czym ukraińskie dowództwo poinformowało 25 stycznia oraz przed decyzją niemieckiego rządu z tego samego dnia o przekazaniu Ukrainie czołgów Leopard.