Walka z epidemią eboli. WHO decyduje się na niekonwencjonalny krok
12 sierpnia 2014Ich działanie nie zostało jeszcze udowodnione. Ryzyko wystąpienia skutków ubocznych jest nieznane. Mimo to, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) z siedzibą w Genewie, wyraziła zgodę na zastosowanie w walce z epidemią eboli także eksperymentalnych substancji. W Madrycie zmarł tymczasem pacjent, któremu podano nieprzetestowaną jeszcze surowicę „ZMapp”. Chory był księdzem-misjonarzem. Wirusem eboli zaraził się w Liberii. Był pierwszym pacjentem, którego przetransportowano na leczenie do Europy.
Lekarstwa eksperymentalne, to takie, które nie zostały jeszcze przetestowane na ludziach. Wobec niebezpieczeństwa obecnej epidemii eboli ich zastosowanie jest uzasadnione moralnie, argumentuje WHO. Muszą jednak być dotrzymane pewne warunki. Przede wszystkim na użycie leku musi wyrazić zgodę pacjent, musi być też uszanowana godność człowieka. Wydanie przez WHO tych zaleceń poprzedziły obrady gremium złożonego głównie z etyków medycznych.
Niemcy: alarm odwołany
Przebywający w Rwandzie niemiecki student, który ze względu na podejrzenie gorączki krwiotocznej został poddany kwarantannie nie jest, jak się okazało, zarażony wirusem. Obserwowane u niego symptomy były podobne do objawów występujących u chorych na ebolę. Zdiagnozowano jednak malarię.
Bardzo wstrzemięźliwie podchodzi do zastosowania eksperymentalnych preparatów Gwinea, szczególnie dotknięta epidemią wirusa eboli. Jak powiedział francuskiemu dziennikowi „La Croix” minister zdrowia tego kraju Remy Lamah, preparaty takie „nie są traktowane priorytetowo”. – Jeżeli Światowa Organizacja Zdrowia uważa za wskazane, by mieszkańcy Gwinei byli królikami doświadczalnymi, będziemy dyskutowali z WHO – dodał.
„ZMapp“ dla Liberii
Surowica „ZMapp“ została podana dopiero garstce osób. Preparat testowany był dotąd wyłącznie na zwierzętach. Na prośbę prezydent Liberii w tych dniach preparat zostanie dostarczony do tego kraju z USA. Eksperymentalna surowica ma wesprzeć terapię lekarzy zakażonych wirusem eboli.
Minister zdrowia Gwinei wskazał tymczasem, że epidemia w Afryce Zachodniej może być zatrzymana, jeżeli we wszystkich dotkniętych nią krajach zostaną zachowane środki bezpieczeństwa. Wystąpiły jednak problemy, bo do Gwinei przybyli na leczenie pacjenci z sąsiedniej Liberii i Sierra Leone.
„Spektakularny, ale mało efektywny krok“
Zachodnioafrykańska Organizacja Zdrowia Waho negatywnie oceniła podjętą przez Liberię decyzję o zamknięciu granic. „Krok ten jest spektakularny, ale mało efektywny” - powiedział szef Waho Xavier Crespin berlińskiemu dziennikowi „tageszeitung”. Znacznie ważniejsze są jego zdaniem działania prewencyjne.
Należy do nich przede wszystkim uświadamanie ludności na płaszyczyźnie lokalnej, powiedział Crespin. Ludzie muszą zrozumieć, w jaki sposób przenosi się wirus eboli. Problemem są źle funkcjonujące struktury, ludność ma też opory, by w ogóle poddać się leczeniu. Dlatego Waho prowadzi rozmowy z rządami poszczególnych państw. Na koniec sierpnia organizacja planuje zwołanie nadzwyczajnego szczytu w tej sprawie.
Epidemia eboli, największa od czasu wykrycia wirusa przed czterdziestu laty, pochłonęła w Afryce Zachodniej ponad tysiąc ofiar. Wywołana wirusem eboli ciężka choroba - gorączka krwotoczna, w większości przypadków kończy się śmiercią. Skutecznych i sprawdzonych lekarstw do tej pory nie ma.
dpa, afp, rtr / Elżbieta Stasik