Wybory prezydenckie w Czechach: Olimpijski finisz gen. Pavla
14 stycznia 2023Po zliczeniu głosów z 99,9 procent obwodów okazało się, że Babisza wybrało równo 35,00 procent ludzi, Pavla zaś o 0,39 punkta procentowego więcej. Danusze Nerudová, była rektorka Uniwersytetu imienia Gregora Mendla w Brnie, która do ostatnich przedwyborczych sondaży z poniedziałku miała podobne notowania jak wymieni już rywale, zyskała dwa i pół raza mniej niż oni, niespełna 14 procent.
Kolejni kandydaci osiągnęli wyniki jednocyfrowe. 6,5 procent zyskał Pavel Fischer, były kanclerz prezydenta Václava Havla, za nim uplasował się z wynikiem prawie 4,5 procent najstarszy z kandydatów, były dysydent a później ambasador i w Kijowie, i w Moskwie, 74-letni Jaroslav Baszta, którego do boju wystawił populistyczno-nacjonalistyczny ruch Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD).
Czy poparcie pokonanych wystarczy, żeby wygrać?
Fischer i Nerudová, gdy już wszystko było jasne, zadeklarowali swoje poparcie dla Pavla i ruszyli do sztabu zwycięskiego generała, by uzgodnić z nim dalsze postępowanie. Podobnie zresztą, jak i Marek Hilszer, który zyskał 2,5 procent głosów i zajął piąte miejsce. To mocne wsparcie, gdyż tych troje zyskało ponad jedną czwartą głosów oddanych w I turze.
Czesi jednak aż nazbyt dobrze już wiedzą, że nie wystarczy zliczyć głosy Pavla i kandydatów, którzy go popierają. Taka przewaga arytmetyczna w I turze wcale nie musi oznaczać ostatecznego zwycięstwa. Przekonali się o tym pięć lat temu, gdy w podobnej sytuacji Milosz Zeman potrafił zmobilizować swoich zwolenników i pokonać profesora Jirziego Drahosza wspieranego przez kilku kontrkandydatów pokonanych w pierwszym głosowaniu.
A trzeba pamiętać, że choć tym razem frekwencja była rekordowa i przekroczyła 68 procent, to jednak niemal jedna trzecia wyborców została w domach. Nie ma też wcale pewności, że w II turze wezmą udział ci wszyscy, którzy oddali swe głosy w ten weekend, bo część z nich uzna na przykład, że Pavel ma już zwycięstwo w kieszeni. Coś takiego zdarzyło się przecież kilka lat temu w kraju sąsiadującym z Czechami.
Jedno jest natomiast pewne: antysystemowy jak cała SPD Baszta, który obiecywał, że jeśli zostanie szefem państwa, odwoła gabinet Petra Fiali, nie wesprze Pavla uważanego przez niego za kandydata rządowego (koalicja żadnego kandydata nie wystawiła). Ale i Babisz nie może liczyć ani na jego poparcie, ani jego wyborców. Zresztą sam Baszta już przed pierwszą turą zapowiedział, że w razie swojej porażki w turze drugiej wrzuci do urny nieważny głos i do tego samego wezwie swoich wyborców.
Czy Pavel miał być agentem?
W zgodnej ocenie politologów, komentatorów i samych kandydatów, kampania wyborcza przed I turą przebiegała wyjątkowo poprawnie. Zapewne, jak ktoś zauważył, dlatego że Babisz zbojkotował większość debat wyborczych i wziął udział tylko w jednej, na dzień przed wyborami.
Teraz to się zmieni. A właściwie już się zmieniło, mianowicie podczas konferencji prasowej ex-premiera w sobotę po południu, kiedy to Babisz stwierdził, że jak dotąd jedynym
prezydentem w Europie, który był komunistycznym agentem, jest Władimir Putin, wysłany w latach 80. jako agent KGB do Berlina.
– Do tego właśnie przygotowywano pana Pavla, żeby go umieścić na tyłach wroga – mówił Babisz. I dodał jeszcze, że człowiek, który w '68 roku witał wojska Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, doszedł w swej karierze aż do komitetu wojskowego NATO.
Zważywszy, że Babisz największym poparciem cieszy się w najbiedniejszych regionach północnych Czech, północnych Moraw i Śląska (najwięcej, ponad 55 procent głosów dostał w I turze w powiecie karwińskim na Zaolziu), można się liczyć z tym, że właśnie tam będzie szukał wsparcia. I pewnie sądzi, że takimi argumentami skłoni ich do udziału w wyborach.
Czy Babisz był „Bureszem”?
Były premier zapewniał, że on żadnym agentem nigdy nie był. Ale rzekomo ma sygnały, jakoby przychylni Pavlovi dziennikarze zamierzali mu (Babiszowi) przypisać jakieś związki z sowiecką tajną policją KGB. Że to niby KGB go posłała do Maroka (gdzie faktycznie pracował przez sześć lat od 1985 roku).
Na reakcję nie musiał czekać długo. Jedna z dziennikarek przypomniała mu, że na Słowacji jest on nadal zapisany w rejestrze Instytutu Pamięci Narodu (ÚPN) jako agent czechosłowackiej esbecji StB, który używał pseudonimu „Buresz”. Babisz zaprzecza, jakoby współpracował z komunistyczną tajną policją, i sądzi się o wykreślenie jego nazwiska z ewidencji. Po sukcesie w pierwszej instancji, interweniował jednak Sąd Konstytucyjny, w rezultacie czego jego skarga została odrzucona. Sprawa jednak nadal nie jest zamknięta.
Zapowiadają się więc dwa gorące tygodnie na czeskiej scenie politycznej. Bo raczej trudno oczekiwać, że będzie spokojniej, skoro tak ciężkie zarzuty padły w chwili, gdy zostały policzone głosy.