„Zapad 2017” niepokoi NATO i państwa bałtyckie
25 sierpnia 2017Trzy tygodnie przed rozpoczęciem manewrów wojskowych „Zapad 2017” („Zachód”) sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg odwiedza Polskę. Tematem rozmów jest m.in. implementacja postanowień ubiegłorocznego szczytu NATO w Warszawie i wyzwania dotyczące bezpieczeństwa we wschodnim i południowym sąsiedztwie NATO. Wizyta sekretarza generalnego NATO w Polsce to dla wielu także sygnał polityczny dla Moskwy przed zbliżającymi się rosyjsko-białoruskimi manewrami „Zapad 2017”.
Oficjalnie na potrzeby ćwiczeń Rosja zmobilizuje 12,5 tys. żołnierzy. Scenariusz tegorocznych, planowanych na 14-20 września, przypomina te ostatnie z 2013 roku, ale sytuacja uległa zmianie. Rok po ostatnich manewrach Rosja, także z pomocą wypróbowanych wtedy taktyk, zdobyła Krym i wywołała nową zimną wojnę z NATO. Dlatego Zachód z uwagą śledzi plany przeprowadzenia przez Moskwę ćwiczeń. – Kiedy Rosja zdobyła Krym, doszło do tego na tle manewrów. Podobnie było z interwencją w Gruzji – ostrzegł dowódca amerykańskich oddziałów w Europie Ben Hodges. Dlatego USA zamierzają „na wszelki wypadek” umieścić w państwach bałtyckich na czas ćwiczeń trzy jednostki powietrzno-lądowe liczące do 600 żołnierzy.
Stoltenberg: przestrzegać zasady transparencji
Rosyjski ambasador NATO Aleksander Gruszko zarzucił zarzucił Sojuszowi „demonizowanie” ćwiczeń wojskowych. Wyjaśnił, że manewry jesienne są dla Rosji „rutyną”, a w tym roku zbiegają się z „Zapadem”. W tym roku główne manewry będą miały miejsce na terytorium Białorusi i nie będą prowadzone pod okiem zachodnich obserwatorów. Oficjalnie weźmie w nich udział 12,5 tys. żołnierzy. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg liczy się jednak z o wiele większym rozmiarem ćwiczeń. Obok głównych manewrów planowanych jest bowiem wiele małych działań. Minister obrony Litwy Raimundas Karoblis mówi nawet o 100 tys. żołnierzy.
Sekretarz generalny NATO wezwał Rosję do przejrzystego informowania o manewrach. - Wszystkie kraje mają prawo ćwiczyć swoje siły zbrojne. Powinny jednak przestrzegać zasady transparencji - powiedział Jens Stoltenberg na spotkaniu w Warszawie (25.08.2017). Przypomniał przy tym o porozumieniu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, której Rosja jest członkiem. Państwa OBWE zobowiązały się wzajemne informować o planowanych manewrach.
Problem NATO: „przesmyk suwalski"
Przede wszystkim państwa bałtyckie, w których żyje silna rosyjska mniejszość, obserwują „Zapad 2017“ z niepokojem. Ich terytoria uchodzą za ciężką do obrony piętę achillesową NATO. Po aneksji Krymu Sojusz Północnoatlantycki wysłał na Litwę, Łotwę i Estonię pierwsze zachodnie oddziały bojowe. Batalion tysiąca żołnierzy w każdym państwie ma odstraszyć Rosję od ataku. Do tego dochodzi rosyjska enklawa Kaliningrad pośrodku terenu NATO, z której Rosja od lat robi twierdzę.
Inaczej niż w 2013 zachodnie oddziały będą znajdować się niedaleko miejsca rosyjskich manewrów. W tym żołnierze Bundeswehry tworzący trzon batalionu NATO w Rukli na Litwie. W Rukli, oddalonej o ok. 150 km od granicy z Białorusią, od Kaliningradu i „przesmyku suwalskiego” – przebywa obecnie 420 niemieckich żołnierzy. Liczący ok. 100 km „przesmyk suwalski” to najbardziej wrażliwy punkt Sojuszu. Wąski korytarz łączy Polskę i państwa bałtyckie z NATO, a z drugiej strony oddziela Białoruś od rosyjskiego Kaliningradu. – To niezwykle czuły kawałek lądu – powiedział amerykański generał Hodges. – Nie musi tam dojść do ataku, ale gdyby przesmyk ten został zamknięty, trzy państwa NATO zostałyby oddzielone od reszty Sojuszu – wyjaśnił.
Litwa, Łotwa i Estonia obawiają się także, że po zakończniu ćwiczeń Moskwa zostawi na terenie Białorusi tysiące żołnierzy i sprzętu.
rtrd/Katarzyna Domagała