Zbrodnia i (późna) kara. Strażnik z Auschwitz w areszcie
9 maja 2013Niemieckie organa ścigania spokojnie mogły zająć się Lipschisem znacznie wcześniej, uważa „Die Welt”. Dziennik powołuje się na korespondencję między niemieckim ambasadorem w Waszyngtonie i berlińskim MSZ. Można odnieść wrażenie, że niemieckie urzędy nie były szczególnie zainteresowane postawieniem byłego esesmana przed sądem, uważa stołeczna gazeta.
„Die Welt” opiera się na dokumentach z politycznego archiwum MSZ. Chodzi o akta dokumentujące prośbę o udzielenie pomocy prawnej wystosowaną do niemieckich władz przez amerykańskie Office of Special Investigations (OSI). Zadaniem instytucji jest wyśledzenie zbrodniarzy hitlerowskich, którzy jako imigranci osiedlili się w Stanach Zjednoczonych.
Ćwierć wieku spokojnego życia
Sprawę Lipschisa OSI badało od 1981 roku. 93-letni dziś były esesman, z pochodzenia Litwin, wyemigrował do USA w 1956 roku z obozu dla uchodźców pod Hamburgiem. Minęło ćwierć wieku spokojnego życia za oceanem, kiedy na początku lat 80-tych ubiegłego stulecia amerykańskie urzędy zaczęły się nim interesować. Waszyngton zwrócił się do Berlina z prośbą o wsparcie. „Amerykańska ambasada w Bonn wysyłała nietypowo dużo not dyplomatycznych, tzw. słownych not, czasami kilka miesięcznie”, pisze „Die Welt”.
Nie znajdujemy w artykule odpowiedzi, jakim cudem przez ćwierć wieku Lipschisowi udało się nie rzucać nikomu w oczy. Jakkolwiek od 1981 roku amerykańscy śledczy pracowali sumiennie. W końcu października 1981 dysponowali listą 10 osób służących w tym samym oddziale trupiej główki (Totenkopf), co Lipschis. Pół roku później do Niemiec przyjechał historyk OSI. Za zgodą niemieckich władz przepytał świadków, miał wgląd w archiwa. Niemcy przesyłali też z reguły wszystkie dokumenty, o jakie prosili Amerykanie.
Ożywiona korespondencja
Dużo na temat Lipschisa nie było w Niemczech wiadomo. Federalny Urząd Kryminalny poinformował, że nie zostały założone w jego sprawie żadne akta. Dzień przed Bożym Narodzeniem 1982 – precyzyjnie opisuje przebieg wypadków „Die Welt” – szef OSI Allan Ryan poinformował telefonicznie Niemcy, że Lipschis nie będzie się sprzeciwiał deportacji do Niemiec. W zaszyfrowanej depeszy niemiecka ambasada w Waszyngtonie pisała, że należy się spodziewać pytań od prasy, które będą się koncentrować na tym, czy zostanie wszczęte wobec Lipschisa postępowanie karne. Ponadto ambasada upraszała o „możliwie szybkie wskazanie, czy zostanie ewentualnie wniesione oskarżenie o morderstwo”.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie odpowiedziało już następnego dnia. O ile wiadomo - pisano - nie ma żadnej sprawy wobec Lipschisa, nie ma też punktów zaczepienia uzasadniających pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej za udział w morderstwie. Według aktualnych informacji wiadomo, że był zatrudniony w administracji KL Auschwitz.
Nie wystarczało to, żeby w ówczesnej sytuacji prawnej otworzyć sprawę karną. Możliwie stało się to, jak wiadomo, dopiero po procesie Demianiuka, a i tak, mimo skazania nieżyjącego już w międzyczasie kata z Sobiboru, sytuacja prawna nie jest jeszcze w pełni wyjaśniona.
Mimo to MSZ był gotowy postawić do dyspozycji Amerykanów wszelkie potrzebne dokumenty a gdyby się okazało, że istnieją podstawy do oskarżenia go, niemieckie organa ścigania podejmą odpowiednie kroki. Lipschis opuścił USA na własny koszt, tydzień przed startem samolotu, który miał go przetransportować do Niemiec na koszt amerykańskich władz.
Kolejne lata ciszy
Dwa lata później niemiecka placówka dyplomatyczna w USA jest zaalarmowana doniesieniami prasowymi w USA, które informują, że „Lipschis nie musi się liczyć z wszczęciem wobec niego postępowania karnego”. Ma być to oficjalne stanowisko Niemiec, stwierdzają z przerażeniem dyplomaci. Z przerażeniem, bo do Francji deportowany został akurat „Rzeźnik z Lyonu” Klaus Barbie, trwają ponadto obchody Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu; amerykańska opinia publiczna we wzmożonym stopniu znowu zajmuje się kwestią zbrodniarzy nazistowskich. Po tygodniu niemiecki MSZ odpowiada, iż sformuowanie, że „Lipschis nie musi się liczyć ze wszczęciem sprawy karnej, nie pochodzi ani od Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu, ani od Ministerstwa Sprawiedliwości”.
Niemieccy dyplomaci w Waszyngtonie są uparci. Informują, że OSI jest gotowe udostępnić „dwumetrowy stos" materiałów dowodowych, kompetentny niemiecki urzędnik może je na miejscu przejrzeć i skopiować. Urzędnik przyjeżdża do USA, Alfred Streim, wicedyrektor Centrali w Ludwigsburgu. Do Niemiec wraca bez kopii. W Niemczech nie zostaje też uruchomione postępowanie przygotowawcze do wszczęcia śledztwa. Dzisiaj niemieckie władze to potwierdzają. Wówczas takiego jasnego postawienia sprawy brakuje, komentuje „Die Welt”. Przykładem informacja przekazana w 1986 r. do ambasady Niemiec w Tel Awiwie. MSZ pisze w niej, że trwa postępowanie wszczęte „na podstawie obszernych materiałów obciążających, przekazanych przez USA niemieckim urzędom”. Co, jak się dzisiaj okazuje, nie odpowiadało prawdzie.
W drodze do Berlina
Po wniesieniu oskarżenia przeciw Lipschisowi dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala w Izraelu, Efraim Zuroff oświadcza: „Kiedy dowiedziałem się o postępowaniach przygotowawczych przeciw 50 byłym strażnikom KL Auschwitz, zapowiedziałem, że stanę w centrum Berlina i będę wołał Alleluja, jeżeli nawet tylko pięciu lub dziesięciu z nich zostanie oskarżonych. Dzisiaj mówię: Jestem w drodze do Berlina”.
(dpa, Welt) / Elżbieta Stasik
red. odp.: Małgorzata Matzke