Związek Wypędzonych nie odpuszcza: Żadnych zmian w Fundacji
29 lipca 2015Powołana w 2008 roku w specjalnej ustawie Bundestagu Fundacja Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie od początku swojego istnienia wywołuje w Europie emocje, bo jej celem jest ustanowienie w Berlinie muzeum wysiedleń. Opinia publiczna w krajach, z których po wojnie wysiedlono Niemców, m.in. w Polsce, obawia się, że ośrodek może promować wizerunek Niemców jako ofiar II wojny światowej. W ustawie powołującej Fundację mowa jest o upamiętnieniu historii wysiedleń w ogóle, nie tylko tych dotyczących Niemców, a nad jego profesjonalizmem historycznym czuwać miała rada złożona z historyków z różnych państw. Do czerwca należeli do niej dwaj Polacy - prof. Piotr Madajczyk i prof. Krzysztof Ruchniewicz.
Jednak na przełomie 2014 i 2015 roku przez kilka miesięcy w Fundacji trwał konflikt między jej byłym szefem prof. Manfredem Kittelem a właśnie radą naukową. Historycy zarzucali Kittlowi, że jednostronne, zgodnie z wizją ziomkostw pokazywał niemieckich wypędzonych. W grudniu, w atmosferze skandalu, Kittel ustąpił ze stanowiska, ale to nie zakończyło sporu. Jego następca, nominowany w czerwcu Winfrid Halder, został wybrany bez uwzględnienia opinii historyków, dlatego w proteście czterech z nich, m.in. prof. Ruchniewicz oraz prof. Stefan Troebst, opuściło Fundację.
Minister chce zmian, wypędzeni: Nie
Przed tym, że w Fundacji i ogólnie w debacie o skutkach II wojny światowej, dominują w Niemczech przedstawiciele ziomkostw i wypędzonych, ostrzegał kilka tygodni temu na łamach „Die Welt” właśnie prof. Stefan Troebst. Jak zauważył, cele samej Fundacji i Związku Wypędzonych są różne. Fundacja, finansowanana przez państwo, ma być nie przedsięwzięciem Związku Wypędzonych, a „centrum dokumentacji i informacji nt. wymuszonych migracji w Europie i poza nią”. Ma zbierać relacje i dowody od świadków z różnych krajów, opracowywać je zarówno dla obiorców z Niemiec, jak i z zagranicy, pod kierunkiem ekspertów od historii. Z kolei Związek Wypędzonych ma na celu przede wszystkim „reprezentowanie interesów wypędzonych, uchodźców, przesiedleńców i późnych przesiedleńców we wszystkich sprawach dotyczących wypędzeń”.
Historyk zaapelował też do polityków o ratowanie Fundacji, która jest - według niego - "europejskim projektem".
Podobnie konflikt ten ocenia minister stanu ds. kultury Monika Grütters z CDU. Historia wypędzonych jest jednym z punktów ciężkości pracy Fundacji, jednak "ważna jest także otwarta perspektywa europejska" - powiedziała Grütters agencji DPA. Dodała, że w radzie naukowej fundacji muszą nadal zasiadać polscy i czescy naukowcy. - Nie obędziemy się bez ich często zupełnie innego spojrzenia. Musimy także mocniej uwidocznić działania Fundacji w aspekcie ponadnarodowym i na rzecz pojednania - powiedziała niemiecka polityk.
Związek Wypędzonych oponuje. Jego szef i deputowany do Bundestagu z ramienia CSU Bernd Fabritius chce, by Fundacja nadal koncentrowała się na losie niemieckich wypędzonych. – Tak uzgodniono w jej statucie z 2012 i nie będzie tu żadnych zmian. Nawet przecinka – powiedział w rozmowie z DPA.
DPA / Monika Margraf