America First. Jak Trump zmienił politykę międzynarodową
20 października 2020W 2016 roku, na początku swojej kampanii prezydenckiej, Donald Trump w dwóch słowach nakreślił cele swojej polityki zagranicznej: „America first”, czyli „najpierw Ameryka”. Teraz, po prawie czterech latach prezydentury, słowa te poparte są wydarzeniami i faktami. Politykę zagraniczną Trumpa charakteryzują pozbawiony skrupułów egoizm i konfrontacja, a także ciągłe zmiany personalne, niespodzianki i zakłopotanie.
Niezależnie od wyniku zbliżających się wyborów zmiany, które zaszły, wpływają także długofalowo na innych aktorów na scenie politycznej. Oto kilka z najważniejszych skutków.
Niechęć do multilateralizmu
Od początku swojej prezydentury Donald Trump podkopywał międzynarodową współpracę. Po zaledwie trzech dniach urzędowania wycofał USA z porozumienia handlowego TPP z partnerami azjatyckimi. Następnie wycofał swój kraj z wielu innych międzynarodowych gremiów i porozumień, choćby z Rady Praw Człowieka ONZ czy z paryskiego porozumienia klimatycznego.
Waszyngton podejmował ponadto wiele ważnych politycznych decyzji bez konsultacji z partnerami i często wbrew międzynarodowemu konsensusowi. Było tak choćby z uznaniem Jerozolimy za stolicę Izraela i przeniesieniem tam amerykańskiej ambasady.
– Stany Zjednoczone poważnie zaszkodziły swojej bardzo pożytecznej niegdyś sieci sojuszy i międzynarodowym instytucjom – mówi Margaret MacMillan, profesorka historii na uniwersytetach w Toronto i Oxfordzie oraz ekspertka nowojorskiego think tanku Council on Foreign Relations. –Uważam, że bardzo osłabiło to pozycję Stanów Zjednoczonych na świecie.
Faktycznie, jak pokazuje badanie ośrodka opinii Pew Research Center, poparcie dla polityki USA znalazło się w wielu krajach świata na rekordowo niskim poziomie.
Szkody w stosunkach transatlantyckich
„Opór Trumpa wobec multilateralizmu to przejaw filozoficznej różnicy między Waszyngtonem a stolicami europejskimi” – pisał w lutym tego roku ośrodek Carnegie Endowment for International Peace w opracowaniu dotyczącym stosunków transatlantyckich. Partnerstwo amerykańsko-europejskie od końca drugiej wojny światowej było przy tym naznaczone wspólnymi wartościami, celami i globalnymi sposobami rozwiązywania problemów.
Ale rów między Unią Europejską a Stanami Zjedonocznymi pod rządami Trumpa to coś więcej niż tylko podział ideologiczny. Trump aktywnie krytykował i podważał relacje transatlantyckie. Wielokrotnie podawał w wątpliwość wartość takich sojuszy jak NATO, ogłosił wycofanie żołnierzy USA z Niemiec, bo Berlin za mało jego zdaniem wydaje na obronność. Prezydent USA wprowadzał cła handlowe przeciw UE i groził sankcjami wobec rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2.
MacMillan uważa, że te napięcia mogą doprowadzić do trwałych zmian. – To jak z przyjaźnią. Ufa się swojemu przyjacielowi, ale jeśli to zaufanie zostanie raz zawiedzione, nie jest łatwo je odbudować – mówi.
– Europa przyzwyczaiła się do tego, że może polegać na wielkim bracie w Waszyngtonie. I być może Europejczycy mówią teraz: to oczywiste, że już tego nie możemy i musimy stać się bardziej niezależni, musimy silniej rozwinąć własną, niezależną politykę zagraniczną – ocenia MacMillan.
Chiny pod pręgierzem
Konfrontacyjna polityka Trumpa wobec Chin skupiła na tym kraju międzynarodową uwagę. Począwszy od wojny handlowej wywołanej cłami, przez presję na inne kraje, aby wykluczyły chiński koncern Huawei z rozbudowy sieci 5G.
Wielu podobał się ostry kurs Trumpa wobec Pekinu. Wierzono, że Chiny zbyt długo i niesprawiedliwie korzystały na światowych porozumieniach handlowych, jednocześnie naruszając prawa człowieka.
„Prezydent słusznie rzucił wyzwanie Chinom z powodu ich działań w obszarze handlu” – pisał Richard Haas, prezydent Council on Foreign Relations w opracowaniu dotyczącym polityki zagranicznej Trumpa.
Podobnego zdania jest MacMillan. Jak mówi, nie chce Trumpa za bardzo chwalić, ale rzucenie wyzwania Chinom z powodu naruszania praw własności intelektualnej było słuszne. W jej ocenie napięcia między USA a Chinami istniały już przed Trumpem, ale w czasie jego rządów stały się wyraźniejsze i mocniej wyartykułowane.
Twitterowa dyplomacja
Analizując komunikację władz USA w zakresie polityki międzynarodowej, wyłania się obraz bardzo różnych treści rozpowszechnianych bardzo różnymi kanałami, włącznie z osobistym profilem twitterowym prezydenta, gdzie często pojawiała się wojenna retoryka.
Zdaniem badaczki mediów społecznościowych i konfliktów, Alexi Drew z Centrum Studiów na Bezpieczeństwem londyńskiego King's College, relacje między USA a Iranem są doskonałym przykładem tego, jak twitterowa dyplomacja Trumpa zaogniła międzynarodowe konflikty.
– Jeśli postawimy się w sytuacji irańskiego szefa dyplomacji oraz Irańczyków w ogóle, bardzo trudno jest rozpoznać faktyczne nastawienie USA. Wielokrotnie wysyłano im sprzeczne sygnały z MSZ i z różnych kanałów Donalda Trumpa. Komunikaty nigdy nie były uzgadniane – mówi Drew.
Jej zdaniem same wpisy na Twitterze nie doprowadzą jeszcze do nowego konfliktu. Ale mogą zaognić jakiś inny tlący się kryzys.
Zachęceni autokraci
Cztery lata rządów Donalda Trumpa mają jeszcze jeden efekt. Autokraci na całym świecie czują się umocnieni. I choć wielu z nich było u władzy jeszcze przed Trumpem, pozbawiony krytyki sposób obchodzenia się z nimi przez prezydenta USA to rodzaj potwierdzenia ich stylu rządów. Okazuje się, że Trump nie ma zamiaru napominać ich w przypadku łamania prawa.
Przykładem może być stosunek Trumpa do Arabii Saudyjskiej po zamordowaniu dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Gdy pojawiało się coraz więcej dowodów na możliwe uwikłanie saudyjskiej rodziny królewskiej w tę zbrodnię, Trump zapewnił saudyjski rząd o swoim wsparciu.