Europosłowie ponaglają Brukselę w sprawie Polski
11 marca 2021Rezolucja o Unii Europejskiej jako „strefie wolności osób LGBTIQ” została przyjęta 492 głosami, przy 141 przeciwnych, a 46 europosłów wstrzymało się od głosu. To symboliczny wyraz sprzeciwu wobec „stref wolnych od ideologii LGBT” w Polsce oraz w czasie, gdy węgierski premier Viktor Orban – po wycofaniu swych europosłów z frakcji Europejskiej Partii Ludowej – ogłosił, że chce budować „nową europejską prawicę” dla tych, którzy nie chcą migrantów i wielokulturowości oraz „nie wpadli w szaleństwo LGBTQ, a bronią chrześcijańskich tradycji Europy”. Jednak nawet w Belgii doszło przed paru dniami do morderstwa 42-letniego geja najprawdopodobniej z powodów homofobicznych.
– Jestem chrześcijańską demokratką. Z mężem od 15 lat. Matką czworga dzieci i dumną z bycia południową Europejką. Bardzo szanuję tradycję. I bardzo szanuję nasze wartości. Ale wszystkie wartości i dlatego mówię, że wszyscy i wszędzie w Europie mogą kochać kogo chcą, oraz być kim chcą. A ten Parlament Europejski będzie bronił waszej wolności w każdym mieście i każdej wsi – deklarowała Maltanka Roberta Metsola przemawiająca w środę [10.3.21] w imieniu Europejskiej Partii Ludowej. W podobnym tonie wypowiadała się większość mówców w debacie Parlamentu Europejskiego, która poprzedziła czwartkowe głosowanie. Natomiast Ryszard Legutko (PiS) mówił o „absurdalnym tekście rezolucji” oraz „wielkiej ideologicznej machinie”, w którą miał zamienić się europarlament.
Rezolucja to jeden krok
Rezolucja wzywa Komisję Europejską, by wystrzegała się „wąskiej interpretacji praworządności” oraz bez wahania sięgała m.in. po postępowania przeciwnaruszeniowe przeciw łamaniu praw osób LGBTIQ w Unii. Niektóre organizacje pozarządowe od miesięcy domagają się, by Komisja wszczęła takie postępowanie wobec Polski. Jednak komisarz UE ds. równości Helena Dalli, która latem zeszłego roku stała z zawieszeniem stosunkowo niewielkich dotacji dla kilka miejscowości ze strefami wolnymi od ideologii LGBT”, nie ustosunkowała się podczas debaty w Parlamencie Europejskim do wezwań o twardsze działania wobec Polski.
– Ta rezolucja to jeden krok. Ale daleko jeszcze do końca naszej bitwy – przekonywała Terry Reintke z klubu zielonych. Dalli potwierdziła, że Komisja Europejska zamierza w tym roku zaproponować wpisanie homofobicznych przestępstw i mowy nienawiści do katalogu „przestępstw unijnych”. Traktat o UE pozwala na przyjmowanie takich dyrektyw o „normach minimalnych odnoszących się do określania przestępstw oraz kar” w pewnych dziedzinach o charakterze transgranicznym.
Ponadto szefowa Komisji Ursula von der Leyen, zapowiedziała już w zeszłym roku zamiar przedłożenia przepisów o wzajemnym uznawaniu praw rodzicielskich w różnych krajach Unii. Taka reforma wymagałoby jednomyślności 27 krajów UE, ale Bruksela czeka teraz na spodziewany w najbliższych miesiącach wyrok TSUE w tej sprawie. Unijny Trybunał w Luksemburgu rozpatruje bowiem precedensowe prejudycjalne, czy Bułgaria musi uznać w prawie krajowym wydany w Hiszpanii akt urodzenia z dwoma matkami, z których jedna jest Bułgarką. Jeśli TSUE odpowie twierdząco, zrobi to na podstawie unijnej swobody przemieszczania się. Odwołując się do tej swobody TSUE, już w 2018 r. orzekł, że Rumunia (a zatem i reszta krajów Unii bez umocowanych prawnie związków jednopłciowych) musi przyznać prawo pobytu mężowi swego obywatela. Chodziło o Amerykanina, który wziął ślub z Rumunem w Belgii.
Europosłowie zaskarża Komisję?
Główne frakcje Parlamentu Europejskiego próbowały dociskać Komisję Europejską, by zaczęła już teraz stosować rozporządzenie „pieniądze za praworządność”, które oficjalnie obowiązujące od początku tego roku. W czwartek do Trybunału Sprawiedliwości UE wpłynęły skargi od Polski i Węgier (termin upływał 15 marca), które - zgodnie ze swymi zapowiedziami z grudnia – wnoszą o uznanie tej reformy za niezgodną z traktatami UE, czyli o jej unieważnienie. Władze Polski podnoszą zarzut, że ocena poszanowania praworządności powinna dokonywać się wyłącznie w ramach art. 7 Traktatu o UE, a nowe przepisy rodzą „bardzo poważne niebezpieczeństwo” z racji ich „interpretacji podatnej na upolitycznienie”.
Na grudniowym szczycie UE obiecano Mateuszowi Morawieckiemu i Viktorowi Orbanowi, że Komisja Europejska poczeka aż do wyroku TSUE ze stosowaniem rozporządzenia „pieniądze za praworządność”, a formalnie ze sfinalizowaniem swych wytycznych, jak je stosować. – Komisja zachowuje się jak strażak, który w czasie pożaru nie gasi ognia, a pracuje nad wskazówkami. A przecież mamy teraz pożar praworządności – przekonywał niemiecki liberał Moritz Körner. A Dacian Ciolos, rumuński szef frakcji „Odnowić Europę” ostrzegał obecnego na debacie komisarza UE ds. budżetu Johannesa Hahna, że Parlament Europejski może wkrótce zaskarżyć Komisję do TSUE za lekceważenie swych obowiązków, czyli za niestosowanie przepisów „pieniądze za praworządność”.
– Zgodnie z unijnym prawem postanowienia szczytu UE nie mogą ograniczać działania rozporządzenia. Opracowanie dodatkowych wskazówek może być przydatne, ale nie może być warunkiem zastosowania obowiązującego rozporządzenia – podkreślał Ciolos.
Jednak Komisja Europejska nie zamierza porzucać obietnic danych Morawieckiemu i Orbanowi przez szczyt UE. Komisarz Hahn przekonywał, że Komisja już analizuje przypadki ewentualnych naruszeń praworządności z wpływem na finanse Unii, więc w ten sposób stosuje nowe rozporządzenie. Ale z konkretnymi działaniami, czyli np. wnioskami o zawieszenie funduszy, będzie czekać na wyrok TSUE.
Europarlament zwróci się do TSUE o rozpatrzenie tej sprawy w trybie przyspieszonym. O ile Trybunał przychyla się do takich próśb, to tryb przyspieszony i tak zajmuje przeciętnie około 10 miesięcy. A skoro Komisja zamierza uwzględnić wyrok TSUE w swych „wskazówkach” do rozporządzenia (a takie opracowanie też wymaga czasu), to początek jego pełnego stosowania najpewniej przesunie się dopiero na 2022 r.