Czy ktoś w Berlinie i Monachium pamięta w ogóle jeszcze staroświeckie, niemieckie porzekadło o ośle, który idzie potańczyć na lodzie, kiedy jest mu zbyt dobrze? Oczywiście, że zadaniem liderów rządzących partii jest uzmysłowienie Angeli Merkel, gdzie jej działania mogą wywołać w narodzie niezadowolenie czy protesty. Żaden inny z tematów w okresie sprawowania przez nią władzy nie był tak dotkliwy i bliski niej, jak kryzys uchodźczy.
A ponieważ Niemcy nienawidzą bałaganu, stosunkowo głośno rozlega się żądanie, aby rząd zapanował nad sytuacją. Lecz wzniecanie debaty o ewentualnym końcu rządów Merkel jest ryzykowne i bardzo niebezpieczne. Niebezpieczeństwo to sięga daleko poza Niemcy.
Bowiem Angela Merkel jest teraz w Europie nieodzowna. Nie wynika to tylko i wyłącznie z jej wybitnej siły przywódczej, lecz przede wszystkim z tego, że w Unii Europejskiej nie ma polityków, którzy bardzo by chcieli czy potrafili angażować się w projekt Europa.
Kto jeszcze reprezentuje europejskie wartości?
Brytyjczycy już dość dawno pożegnali się z Unią Europejską, nawet jeżeli dopiero w 2017 r. będą decydować o formalnym wystąpieniu.
Prezydent Francois Hollande jest i pozostaje słabym prezydentem, który nawet nie ma odwagi stanąć u boku Angeli Merkel w kwestiach uchodźców. Boi się, że wzmocniłoby to tylko jeszcze bardziej prawicowo-nacjonalistyczny Front National. W postawie tej niewiele różni się on od innych europejskich sąsiadów. Także w Austrii, Szwecji, Finlandii i Danii coraz silniejsi są prawicowi populiści i stawiają rządzące tam koalicje pod presją.
W Boże Narodzenie nowy rząd wybierać będą Hiszpanie. W Portugalii rząd nie ma większości, we Włoszech Matteo Renzi co prawda radzi sobie jakoś z uchodźcami, ale także on uważa, że są oni niemieckim problemem. Grecja w dalszym ciągu nie jest zdolna uporać się z własnymi problemami i zawodzi na całej linii, może i celowo, przy napływie uchodźców z Turcji.
Gdy spojrzeć na Europę Wschodnią krew zastyga w żyłach. W Polsce władzę przejął właśnie obóz narodowo-konserwatywny. Jego szef Jarosław Kaczyński pozwolił sobie na tak idiotyczne pomówienia wobec migrantów z Bliskiego Wschodu, że wstydzili by się ich nawet neofaszyści.
O małym węgierskim dyktatorze Viktorze Orbanie powiedziano już chyba wszystko; dzięki swoim zasiekom z drutu kolczastego i policyjnym psom stał się on wzorcem do naśladowania nie tylko dla populistów z Bawarii. Czesi i Słowacy, Serbowie, Chorwaci, Bułgarzy – gdzie by nie spojrzeć, nikt nie ma ochoty na przyjęcie chociażby tych uchodźców, którzy przydzieleni zostali im według sprawiedliwego europejskiego klucza.
Powrót do nacjonalizmu zaszkodzi wszystkim Europejczykom
Wszędzie w Europie odradza się nacjonalizm i egoizm. Przy czym nikt zdaje się nie bierze pod uwagę, co rozpad Unii Europejskiej oznaczałby dla każdego z tych krajów. Jaka nastąpiłaby katastrofa gospodarcza? Jak bardzo ucierpiałoby międzynarodowe znaczenie Duńczyków i Polaków, Włochów i Brytyjczyków, jeżeli podłożą oni miny pod zjednoczoną Europę. Nie wspominając już o wschodnich Europejczykach, którzy musieliby zrezygnować z miliardowych subwencji z unijnej kasy, wolnego handlu i otwartych granic z bogatszymi sąsiadami.
Przypuszczalnie nikt naprawdę nie wierzy w to, że takie niebezpieczeństwo istnieje, bo w szeregu europejskich stolich klasa rządząca zachowuje się jak dzieci bawiące się zapałkami.
Głośne lamento na temat stanu Unii Europejskiej już zawsze było słychać w Brukseli. Ale obecnie analitycy niestety nie przesadzają: najcięższy test europejskiej wspólnoty po drugiej wojnie światowej natrafia na rzeczywistą słabość politycznego personelu oraz rozdrobnienie i polaryzację politycznego krajobrazu.
Angela Merkel jest ostatnią opoką w tych niespokojnych czasach. Rozumie ona, że kryzys uchodźczy ma globalny wymiar, podczas gdy inni są przekonani, że mogą załatwić ten problem przy pomocy drutu kolczastego. Niemiecka kanclerz jest jedyną, która może przeprowadzić Unię Europejską przez największe kulturowe i socjalne wyzwanie od czasu powstania UE. Jeżeli to jej się nie uda – i w Niemczech i w grupie 28 państw w Brukseli – wtedy padnie też Europa. Dla rządzącej w Niemczech koalicji oznacza to, że teraz przyszedł czas, by Merkel wspierać. Mówienie o zmierzchu kanclerz Merkel jest bardzo niebezpieczną grą.
Barbara Wesel, Bruksela