„Obiecuję, że będziemy w stanie to zrobić” – mówi prezydent USA Joe Biden na wspólnej konferencji prasowej z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Miał na myśli „wyłączenie” gazociągu Nord Stream 2, jeśli Rosja ponownie naruszy granicę Ukrainy. Tak przemawia światowe mocarstwo, które jest pewne swojego partnera. Bo „wyłączenie” musiałoby być zrealizowane przez Niemcy, dokąd prowadzi gazociąg z Rosji.
Kanclerz Scholz przynajmniej nie zaprzecza Bidenowi. Ale to musi wystarczyć. Scholz nie może się bowiem zdobyć, by wprost wymienić Nord Stream 2. Zamiast tego ucieka się do sformułowań, które wielu obserwatorów już dobrze zna z 62 dni jego urzędowania. Scholz mówi, że w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę „wszystko leży na stole” i że wiązałoby się to z „bardzo wysokimi kosztami dla Rosji”. Mało pomocne jest mgliste rozszerzenie jego groźby, że „może się zdarzyć o wiele więcej” niż Rosja może się spodziewać. Nikt tego nie rozumie.
Nie było to wybitne wystąpienie
„Gdzie jest Scholz” (#woistScholz) to hashtag, którego kanclerz chciał się pozbyć w drodze do Waszyngtonu. Od tygodni prawie się nie odzywał. Jednak zamiast dobrego wystąpienia w roli „lidera Europy”, do którego można zadzwonić, jeśli chce się rozmawiać z Europą, Scholz dalej pozostaje w cieniu.
Przed jego przybyciem Waszyngton zadawał sobie pytanie „Czy możemy polegać na Scholzu”? Dlatego prezydent Biden obsypał swojego gościa zapewnieniami, że nie ma wątpliwości co do tego, jak „absolutnie wiarygodni” są Niemcy i Scholz. Nie pomoże to jednak w powstrzymaniu amerykańskiej krytyki kanclerza.
Bo Scholz też się do tego nie ustosunkował, nie przygotował sobie jakiegoś cytatu, nawet gdy mówił po angielsku. Nie było deklaracji typu: „Niemcy zagwarantują w Europie wartości, które dzielimy z Ameryką”. Patos nie jest jego mocną stroną, ale chodzi o to, że nie ma tu też prezentu dla gospodarzy.
A to byłoby bardzo ważne. Od tygodni think tanki trąbią we wczesnych, późnych i wieczornych audycjach, że Berlin po raz kolejny stchórzył w trudnych sprawach i zamiast broni dostarcza Ukrainie jedynie hełmy i szpitale wojskowe.
Ślady Angeli Merkel
Wiadomo, że Scholz – podobnie jak większość Niemców – chce zapewnić pokój w Europie na drodze dyplomatycznej. Ameryka zaś nie ma zastrzeżeń do „ustanawiania” pokoju nawet militarnie. Niewiele pomaga tu zapowiedź Niemiec o wysłaniu 350 dodatkowych żołnierzy do sił sojuszu NATO na Litwie.
Krótko mówiąc: Scholz posługuje się językiem dyplomatycznym, który trudno przełożyć na język amerykański, a już na pewno nie na język amerykańskich polityków w Kongresie. Również Biden odczuwa presję z tej strony, podczas gdy kanclerz Scholz musi również odpierać ataki swojego poprzednika i partyjnego kolegi Gerharda Schroedera, który właśnie został wybrany do rady nadzorczej państwowego rosyjskiego koncernu Gazprom i który w pierwszej kolejności doprowadził do powstania gazociągu Nord Stream.
Co więcej: Podczas gdy Scholz i Biden przemawiali jeszcze w Waszyngtonie, przed kamerami w Moskwie wystąpili prezydenci Francji i Rosji – Emmanuel Macron i Władimir Putin. Rosyjski prezydent zapowiedział, że za kilka dni ponownie porozmawia telefonicznie ze swoim francuskim odpowiednikiem. Tak więc nitki najgroźniejszej konfrontacji z Rosją od czasu zakończenia zimnej wojny mogą spotkać się w Paryżu. Teraz ponownie mierzy się ślady, jakie zostawiła Angela Merkel.