Niemiecki historyk: Niemcy w pułapce moralnego wywyższenia
23 września 2018Niemiecki historyk i publicysta poświęcił swoją najnowszą książkę „Kanclerz pokoju? Willy Brand pomiędzy wojną a terroryzmem” negatywnym skutkom polityki Brandta dla Izraela.
„Willy Brand przeszedł do historii jako kanclerz, który dzięki swojej polityce wschodniej zapewnił Niemcom Zachodnim większą swobodę manewru w polityce światowej, a w uznaniu za gesty pojednania wobec Wschodnich Europejczyków otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla” – pisze Wolffsohn, przedstawiając swoją książkę, w internetowym wydaniu dziennika „Die Welt”.
„Któż nie pamięta zdjęcia, na którym 7 grudnia 1970 roku pod pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie kanclerz federalny Brandt ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów padł na kolana? – pyta autor podkreślając, że był to gest o „historycznym znaczeniu na światową skalę”.
„To było fantastyczne” – dodaje Wolffsohn. Przez okazji przypomina, że plac w Warszawie, gdzie miało miejsce to wydarzenie, nazwano skwerem im. Brandta – „co wcale nie jest takie oczywiste, wobec tego wszystkiego, co Niemcy uczynili polskim sąsiadom”.
Rząd Brandta dystansuje się od Izraela
Polityka Brandta miała jednak i drugą stronę – pisze Wolffsohn. „Pierwsza koalicja SPD i FDP rządząca od października 1969 roku rozpoczęła systematyczne dystansowanie się od wspólnoty żydowskiej w Niemczech, od żydowskiej diaspory w innych krajach i od państwa Izrael. Powodem była polityka wschodnia (polityka zbliżenia z krajami komunistycznymi, DW)” – wyjaśnia autor.
Kanclerz Brandt i jego minister spraw zagranicznych Walter Scheel zrezygnowali z dotychczas przyjaznej wobec Izraela polityki na Bliskim Wschodzie, by umożliwić postęp w polityce wobec ZSRR, Polski i innych krajów wschodnioeuropejskich.
Brandt i Scheel uważali, że klucz do sukcesu leży w Moskwie, a Związek Sowiecki był w tym czasie opiekunem Egiptu – śmiertelnego wroga Izraela. Niemiecki rząd stanął przed alternatywą – polityka wschodnia czy bliskowschodnia. „Brand i Scheel podjęli jednoznaczną decyzję” – podkreśla Wolffson.
Relacje rządu Brandta z rządem izraelskim i Żydami amerykańskimi „pogorszyły się dramatycznie” – ocenia historyk.
Zdaniem Wolffsohna gest Brandta w Warszawie należy interpretować nie tylko z niemiecko-narodowego punktu widzenia, lecz także jako „osobiste wyznanie winy i gest zadośćuczynienia”, jako podkreślenie, że nie chciał urazić Żydów i przyznanie się, że „posunął się za daleko”.
Gest w Warszawie nie miał zdaniem Wolffsohna żadnych praktycznych konsekwencji dla niemieckiej polityki wobec Izraela i Bliskiego Wschodu. RFN oddalał się od Stanów Zjednoczonych i „raczej orientował się” na Moskwę.
Pomimo próśb ówczesnej premier Izraela Goldy Meier, Brand nie zaangażował się w przekonanie Egiptu do izraelskiego planu pokojowego, który zdaniem autora mógł zapobiec wybuchowi wojny w 1973 roku.
Brak zrozumienia dla Holokaustu
Wolffsohn sugeruje, że Brandt i jego partyjni towarzysze „nigdy nie pojęli prawdziwego rozmiaru tragedii europejskich Żydów”, a tym samym nie rozumieli, że po wymordowaniu sześciu milionów Żydów Izrael stał się „historycznym miejscem”.
Wolffsohn pisze o jeszcze innym wymiarze uklęknięcia pod pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie: „Przemiana Niemców, której symbolem był warszawski gest Brandta, robiła wrażenie, jednak na dłuższą metę prowadziła do zmiany postrzegania Niemców przez nich samych– zgodnie z dewizą: ponieważ popełniliśmy największe zbrodnie i publicznie za nie przeprosiliśmy, wiemy, co oznacza prawdziwy pokój”.
Niemcy - moralne mocarstwo?
Niemiecka polityka i niemieckie społeczeństwo znalazły się w pułapce „moralnego wywyższenia”. Niektórzy Niemcy do dziś traktują swój kraj jak „moralne mocarstwo”, które może udzielać innym lekcji, co drażni wielu sojuszników.
Książka Wolffsohna jest od 21 września dostępna w niemieckich księgarniach.