Nowi polscy nauczyciele zaczynają pracę w Meklemburgii
5 sierpnia 2021Cornelia Kuehne-Hellmessen, dyrektorka gimnazjum w Pasewalku, dobrze wie, jak ciężko jest znaleźć nauczycielkę od matematyki.
W poprzednim roku szkolnym udało jej się zapełnić wakat matematykiem bez wykształcenia pedagogicznego, ale zadanie szybko go przerosło i zrezygnował. Dlatego gdy Kuehne-Hellmessen dostała tej wiosny listę nauczycieli z Polski, którzy chcieli pracować w jej szkole, jedno nazwisko od razu przykuło jej uwagę. – Jak tylko zobaczyłam, że pani Bienkiewicz uczy matematyki, byłam zachwycona – opowiada.
Gdy spotykamy się środę (4.08.2021) w gimnazjum w Pasewalku, Justyna Bienkiewicz właśnie kończy swój trzeci dzień pracy (rok szkolny ruszył tu na początku sierpnia). Na razie zdążyła zapoznać się z pięcioma klasami, które będzie uczyć.
– Uczniowie są bardzo pomocni. Prosili, żebym pytała ich, gdy brakuje mi jakiegoś słówka – mówi nauczycielka. Porozumienie trochę utrudniają też maski, które trzeba nosić nawet w czasie lekcji. Ale od Bienkiewicz wręcz bije entuzjazm: – Nie mogę się doczekać, aż zaczniemy naukę – gdy to mówi, to łatwo jej uwierzyć, że matematyka to jej hobby i pasja.
Ważny język, fach i doświadczenie
Justyna Bienkiewicz jest jedną z 14 nowych nauczycielek i nauczycieli z Polski, którzy właśnie rozpoczęli pracę w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. W ramach nowego projektu najpierw szlifowali język niemiecki, a teraz równolegle do pracy w szkole będą dalej zdobywać kwalifikacje zawodowe. Chętnych było ponad 80 osób. W rozmowach kwalifikacyjnych musieli przekonać znajomością języka i fachu.
Dla niemieckich szkół nauczyciele z Polski punktują pedagogicznym wykształceniem. Z powodu braków personalnych w Niemczech coraz częściej zatrudnia się bowiem fachowców, na przykład biologów, którzy nie są nauczycielami. – Tymczasem panią Bienkiewicz możemy postawić przed uczniami i wiemy, że poradzi sobie z zarządzaniem klasą – mówi dyrektorka Kuehne-Hellmessen. Polka uśmiecha się w odpowiedzi: – Uczniowie to uczniowie, niezależnie od kraju.
Ostrożna rekrutacja
– Szukamy kadr jak szaleni – przyznaje minister edukacji Meklemburgii-Pomorza Przedniego Bettina Martin (SPD). Lokalny rząd w Schwerinie szacuje, że do 2030 roku znaleźć musi siedem tysięcy nowych nauczycieli. Dlatego szuka ich także za granicą, szczególnie w Polsce, sąsiadującej z tym północno-wschodnim landem. Tylko że na wschód od Odry też brakuje tysięcy pedagogów.
– Nie chcemy podbierać nauczycieli, tylko wzmocnić nasze kulturowe i językowe sąsiedztwo – mówi minister Martin. Jak słyszymy w resorcie edukacji, pierwotnie program ogłaszany był w polskich regionach przygranicznych, ale polskie urzędy pracy prosić miały, by nie rekrutować tam, gdzie i w Polsce brakuje nauczycieli. Dlatego w drugim podejściu ogłoszenia rozmieszczone miały być już w konkretnych regionach, gdzie problem nie jest tak duży. – Cieszymy się, że mamy nowych wykwalifikowanych nauczycieli, których potrzebujemy szczególnie tutaj, przy granicy z Polską – mówi Martin.
Polacy demograficznym ratunkiem
Justyna Bienkiewicz wcześniej pracowała w szkole podstawowej pod Szczecinem, gdzie nadal mieszka. Droga do pracy w Pasewalku zajmuje jej 40 minut. Ale niektórzy przeprowadzili się z daleka, jak Monika Stanula z Krakowa. Jednym z jej zadań będzie nauka niemieckiego jako drugiego języka dla polskich dzieci w szkole podstawowej w Loecknitz.
Ta niewielka miejscowość leży tylko 10 kilometrów od granicy i od wejścia Polski do Unii Europejskiej w okolicy stale osiedla się coraz więcej Polaków, między innymi z powodu niskich cen nieruchomości. To, jakim wzmocnieniem demograficznym są dla tego regionu, widać po liczbach uczniów. W szkole podstawowej to niemal połowa z nich, bo około 100 z 230 dzieci. W szkole regionalnej (odpowiednik technikum) to jedna trzecia, bo 105 z 324 uczniów. Już wcześniej byli tu polscy nauczyciele, ale potrzeby rosną.
Monika Stanula rok szkolny zaczęła od sprawdzenia znajomości niemieckiego wśród nowych polskich uczniów – Niektóre dzieci mówią dobrze, ale niektóre tylko liczą do dziesięciu – mówi nauczycielka.
Po drugiej stronie ulicy, w szkole regionalnej, języka angielskiego uczyć będzie z kolei Klaudia Daca, 29-latka ze Szczecina. Wcześniej pracowała w podstawówce w Szczecinie. – Moje starsze koleżanki, nauczycielki z Polski, mi kibicują – mówi Daca o swoim planie, aby poszerzyć kwalifikacje i pracować w Niemczech na stałe. Na razie mieszka jednak nadal w Szczecinie: polska metropolia oferuje o wiele więcej niż maleńkie, 3-tysięczne Loecknitz.
Różnice programowe i techniczne
Poza lepszymi zarobkami (na rękę od 2200 euro wzwyż, zależnie od stażu pracy), jako motywację do wyjazdu rozmówczynie podają politykę oświatową polskiego rządu. – Nasz minister edukacji mówi o pielęgnowaniu cnót niewieścich, z programu wykreśla się prawa zwierząt. Przecież to powrót do średniowiecza – mówi Daca. – Ja wyjechałam z powodów politycznych, bo mamy w oświacie fanatyzm religijny – dodaje Stanula.
Po rozpoczęciu roku szkolnego nauczyciele zauważają też inne różnice. – W Polsce wszystko załatwia się szybciej. Rozmowa kwalifikacyjna może być pod koniec sierpnia, a rozpoczęcie pracy już pierwszego września. W Niemczech planowanie trwa o wiele dłużej – mówi Klaudia Daca. – Ja jestem zaskoczona brakami technicznymi. Tutaj w szkołach nie ma sieci Wi-Fi ani tablic interaktywnych, kiedy w Polsce to już standard – mówi Monika Stanula. Podobnie dzienniki klasowe: w Polsce coraz częściej elektroniczne, w Niemczech nadal na papierze.
Być może już niedługo te porównania będzie można rozszerzyć o inne kraje. Rząd Meklemburgii-Pomorza Przedniego już planuje bowiem następną edycję projektu. Tym razem nauczyciele będą szukani nie tylko w Polsce, ale także w Grecji, Francji i Hiszpanii.