Pracownicy niemieckich firm w Hongkongu z prawem do protestu
25 sierpnia 2019Od około dwóch miesięcy mieszkańcy Hongkongu demonstrują na rzecz demokracji. To największe protesty od czasów brutalnie zdławionych protestów na Placu Niebiańskiego Pokoju w Pekinie 30 lat temu.
Przedstawiciele niemieckich firm mają problem z zajęciem jasnego stanowiska wobec protestów. Z dziennikarzami nie chce o tym rozmawiać ani Komisja Niemieckiej Gospodarki ds. Azji i Pacyfiku, ani Zrzeszenie Niemieckiego Przemysłu (BDI). Ten ostatni wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym można przeczytać, że „niemiecki przemysł od dziesiątek lat ceni Hongkong” jako to miejsce w tradycji Zachodu, gdzie robi się interesy.
„Wolność wypowiedzi, praworządność i bezpieczeństwo prawne w ramach ustanowionego dla tej specjalnej strefy 'Basic Law', obowiązują w naszych firmach i są mocną stroną Hongkongu jako miejsca prowadzenia działalności gospodarczej " – pisze w oświadczeniu szef BDI Dieter Kempf.
Nie drażnić partnera
Z perspektywy BDI jest to jasna deklaracja wspierająca demokratyczne prawa. Dołączono do niej także apel przeciwko przemocy: „Ufamy, że zainteresowane strony uczynią wszystko, by umożliwić pokojowe rozwiązanie konfliktu i zachowanie przez Hongkong status quo”.
Taka postawa to nic innego jak wcielanie w życie przyjętej przez rząd i przemysł zasady „zmiana przez handel” w odniesieniu do krajów, w których nie przestrzega się demokracji i praw człowieka wedle zachodnich standardów. W gruncie rzeczy chodzi o to, by nie drażnić partnera i by interesy toczyły się swoim trybem.
Bez nacisków na pracowników
Od rozpoczęcia protestów policja używa siły wobec ich uczestników, a w chińskich mediach są oni przedstawiani jako agresywny tłum.
Niektóre firmy, prawdopodobnie pod naciskiem Pekinu, próbują odwodzić swoich współpracowników od udziału w protestach. W liniach lotniczych Cathay Pacific, w których udziały mają Chiny, dochodziło już do zwolnień pracowników.
Przedstawiciele niemieckich firm odżegnują się od takich praktyk. – Nie wydawaliśmy naszym pracownikom specjalnych zaleceń dotyczących ich osobistego udziału w protestach w Hongkongu – oświadczyli przedstawiciele BASF Hongkong w odpowiedzi na pytanie Deutsche Welle.
Elastyczne podejście do nieobecności
Takie podejście panuje także w innych niemieckich firmach w Hongkongu, zapewnia Wolfgang Niedermark, szef tamtejszego przedstawicielstwa Niemieckiej Izby Handlowej (AHK).
- Jesteśmy tu gośćmi – mówi Niedermark, podkreślając, że „żadna firma nie wydaje swoim współpracownikom zaleceń, czy mają demonstrować czy nie". Nie jest mu znany żaden przypadek, by niemiecka firma skarżyła się na naciski Pekinu. W Hongkongu działa około 600 niemieckich firm.
Niewiele z nich ma tak długą historię jak koncern chemiczny BASF, który ma w Hongkongu swoją wschodnioazjatycką centralę. Relacje biznesowe trwają od lat 1880-tych, gdy Hongkong był już brytyjską kolonią. – Uważnie śledzimy wydarzenia w Hongkongu – mówi przedstawicielka BASF w rozmowie z DW, podkreślając, że główną troską pracodawcy jest bezpieczeństwo pracowników i ich rodzin. W przypadku, gdy droga do pracy nie jest możliwa ze względu na protesty, firma „elastycznie podchodzi do godzin pracy i umożliwia pracę w domu”, nie wnikając, czy pracownik uczestniczył w demonstracji.