Europa boleśnie odczuje skutki konfliktu bliskowschodniego
17 września 2015Bliski Wschód pogrążony jest w kryzysie i zagraża mu Państwo Islamskie (PI). Dlaczego Zachód podejmuje tak mało działań przeciwko ofensywie terrorystycznym bojówek? - pyta szefa monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa dziennik „Merkur”. Wolfgang Ischinger przypomniał na wstępie rozmowy o wycofanej postawie prezydenta Stanów Zjednoczonych przed interwencją w Syrii i sławetnej „czerwonej linii” Baraka Obamy. (Amerykański prezydent rozumiał przez to wykorzystanie przez syryjski reżim broni chemicznej – przyp. red.) To, że Niemcy ominął tym samym udział w interwencji w Syrii, Berlin przyjął z ulgą. Ischinger przypomniał, że jeden z członków niemieckiego rządu powiedział wręcz, że „kto bierze udział w interwencji w Syrii, ten igra z ogniem”. Ale teraz, mówi ekspert, „Europa zauważyła, że roznieciła ogień nie na skutek interwencji, lecz z powodu kolektywnej bezczynności”. Prezydent Syrii wiedział, że nie musi obawiać się Zachodu, tłumaczy szef monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa. „Tak jest do dziś. Jesteśmy sami temu winni”, konstatuje.
Trzeba rozmawiać ze wszystkimi
Na sugestię monachijskiej gazety, że uregulowanie kryzysu syryjskiego bez Moskwy jest niemożliwe, Wolfgang Ischinger wskazał na pewną wspólnotę interesów UE z Rosją, jeżeli chodzi o zwalczanie Państwa Islamskiego. Lecz brakuje jej w podejściu do reżimu Assada, z którym rosyjski prezydent Władimir Putin chce współpracować, zaznaczył. „Kto tak myśli, ten chce pogorszenia stanu rzeczy i myli przyczyny ze skutkami”, podkreślił szef monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa. Nie pochwala on pomysłu jakiejkolwiek współpracy z syryjskim prezydentem. To, że ws. kryzysu syryjskiego trzeba rozmawiać z Moskwą, jest dla Wolfganga Ischingera zupełnie oczywiste. W dyplomacji bowiem obowiązuje zasada, że w sytuacjach ciężkiego kryzysu zawsze rozmawia się ze wszystkimi stronami ws. osiągnięcia wspólnego celu. Były dyplomata chwali w rozmowie z dziennikiem „Merkur” inicjatywę szefa niemieckiej dyplomacji Steinmeiera utworzenia grupy kontaktowej ws. Syrii z udziałem także Moskwy i Teheranu.
Wolfgang Ischinger ponadto podkreśla, że celem UE i Niemiec powinno być opracowanie „międzynarodowego scenariusza negocjacyjnego”, który nie pozwoliłby na to, by jakiekolwiek państwo poczuło się pozostawione same sobie.
Wspólna strategia UE z opcją wojskową
Wspólna strategia polityczna Unii Europejskiej ws. kryzysu syryjskiego musi być poparta „wiarygodną opcją interwencji wojskowej”, twierdzi Ischinger. Bruksela, w jego przekonaniu, „musi być zdolna do poważnych rozmów na temat utworzenia strefy chronionej w Syrii dla milionów uchodźców”. To samo dotyczy rozmów z USA i ONZ o wprowadzeniu strefy zakazu lotów w Syrii i wokół niej. „Jeśli się tego nie zrobi, nie ma się co dziwić, że napłynie do nas kolejna fala kilkuset tysięcy uchodźców”, zauważył.
Ischinger twierdzi, że nie należy wykluczać też udziału Bundeswehry w interwencji w Syrii, ale muszą się w nią, zaangażować także państwa ościenne Syrii. „Błędem było przymykanie oczu na sytuację w Syrii przed czterema laty”, podkreśla były dyplomata. „Teraz z trudem i ze sporym opóźnieniem uczymy się, że odwracanie głowy nie uwolni nas od odpowiedzialności. A bezczynność ma też konsekwencje. Konflikt, o którym myślimy, że dotyczy Syrii, właśnie z hukiem wylądował u progu naszego domu”.
Ischingier przestrzega przed pożogą
Szef monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa zapytany o ocenę sytuacji na Bliskim Wschodzie powiedział, że cały region znajduje się w stanie wyjątkowym „przed wielką eksplozją”. Ponieważ istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że niestabilność w regionie Bliskiego Wschodu może zagrozić Europie, Ischinger uważa, że Unia Europejska powinna nie tylko podjąć środki zapobiegawcze, ale także zainicjować szeroko zakrojone działania dyplomatyczne. Nikt bowiem nie odczuje bardziej boleśnie niż Europa skutków tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, uważa Wolfgang Ischinger.
Opr. Barbara Cöllen