Seks w Urzędzie Kanclerskim. Odbrązowiony Willy Brandt
18 kwietnia 2013Gazeta "Die Welt" przypomina o tajnym dokumencie z 1974 roku, sporządzonym przez ówczesnego szefa Federalnego Urzędu Kryminalnego Horsta Herolda. Kiedy dokument ten przedłożony został samemu kanclerzowi Williemu Brandtowi musiały się pod nim ugiąć nogi. Dotyczył on bowiem jego samego i jego niezliczonych, erotycznych eskapad.
Raport dokładnie wyszczególniał wszystkie intymne spotkania szefa niemieckiego rządu, bynajmniej nie z jego małżonką Rut Brandt.
Podczas podróży specjalnym rządowym pociągiem była to raz schadzka z pewną Szwedką, która nocą została wpuszczona do przedziału szefa, innym razem była to Francuzka. Podczas pobytów Brandta w Hamburgu do pokoju hotelowego przychodziła pewna dziennikarka, w Berlinie - Jugosłowianka, w Paryżu - znana publicystka. Czasami były to także prostytutki.
W raporcie zostały one urzędowo określone jako "dostawy".
"Referent pokrywa wszystkie koszty"
Raport wyszczególniał wszystkie detale spotkań. Na przykład z kilkudniowego pobytu w jednym z monachijskich hoteli. Szef kanclerskiej ochrony wtajemniczał nowego pracownika, że "jeżeli szef będzie czegoś potrzebował, zejdź na dół do hallu i weź jedną z dziewczyn, które tam siedzą. Zapytaj o cenę i poślij ją do kanclerza. Wszystkie wydatki reguluje jego referent".
Całą sytuacją opisaną w raporcie poważnie zaniepokojony był nie tylko sam kanclerz, u którego najwyraźniej silny popęd brał górę nad nakazem ostrożności i dyskrecji. Na równe nogi stanął Federalny Urząd Kryminalny, którego szef Horst Herold miał długą rozmowę z pracownikami kanclerskiej ochrony. Okazało się bowiem, że obiekty kanclerskiego pożądania "dostarczane" były dosłownie na oczach enerdowskiego wywiadu. Kanclerz był po prostu skompromitowany.
W większości przypadków bowiem drzwi do kanclerskiego pokoju otwierał damom osobisty referent Brandta, Guenther Guillaume, który jak się potem okazało był pułkownikiem NVA czyli agentem NRD. Federalny Urząd Kryminalny podejrzewał, że do Berlina Wschodniego mogły przez niego dotrzeć nie tylko nagrania poufnych rozmów kanclerza, ale także odgłosy intymnych schadzek.
Jak się okazuje także sam Guillaume, oddany swemu zachodniemu chlebodawcy, naganiał do specjalnego rządowego pociągu dziewczyny chętne przygód.
Świadomy podwójnej roli Guillaume'a
Sam Brandt wiedział w 1974 roku, że w sprawie Guilleauma prowadzone było od ponad roku śledztwo. Dwa miesiące wcześniej poinformowano go o tym, że podejrzenia wobec jego referenta są uzasadnione i że już wkrótce zostanie on aresztowany. Pomimo tego kanclerz zezwalał na to, by Guillaume troszczył się dalej o zaspokajanie jego wszystkich bez wyjątku potrzeb.
Powszechnie znane były przypadki polityków czy biznesmenów, którzy podczas pobytów w NRD, mieszkając w Interhotelach i korzystając z usług enerdowskich prostytutek, byli potajemnie filmowani i nagrywani. Ten materiał służył potem Stasi do szantażu, jako argument, by skłonić mężczyzn do współpracy w roli agentów. Mężczyznom, którzy znaleźli się w takich opałach można było zarzucać naiwność i bezmyślność. Ale, że w podobną sytuację mógł - i to sam- wmanewrować się kanclerz Republiki Federalnej Niemiec?
Ludzie odpowiedzialni z urzędu za bezpieczeństwo państwa i jego polityków rwali sobie włosy z głowy. Jak wynika z poufnych informacji szef Urzędu Ochrony Konstytucji Nollau miał poprosić nestora niemieckiej socjaldemokracji Herberta Wehnera, by porozmawiał z Brandtem i uzmysłowił mu, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na kanclerza, który może stać się obiektem szantażu. Prawdopodobnie Wehner tłumaczył to Brandtowi dość dobitnie, bo rozmowa była skuteczna. Krótko po niej Brandt podał się do dymisji ustępując miejsca Helmutowi Schmidtowi.
dpa, die Welt / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik