Szczyt UE. Nadchodzi ciężka batalia o klimat
25 maja 2021Komisja Europejska zamierza przedstawić w połowie lipca około 12 projektów nowych przepisów Unii (pakiet „FitFor55”), które mają umożliwić wdrożenie już przyjętego przez Unię zaostrzenia celu zbicia unijnych emisji CO2 z 40 proc. do 55 proc. do 2030 r. (w porównaniu z 1990 r.) oraz neutralności klimatycznej w 2050 r. – Najważniejsze, że żaden z krajów UE nie kwestionuje tych celów klimatycznych Unii – powiedziała Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, po dzisiejszych obradach szczytu UE w Brukseli.
Szkopuł w tym, że Unia stoi teraz przed ciężką walką o reguły, jak pomiędzy poszczególne kraje Unii rozłożyć koszty zwiększenia ambicji redukcyjnych na 2030 r.
Szczegóły później
Różnice między Polską (oraz kilkoma innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej) oraz grupą bogatszych krajów unijnego Zachodu co do pakietu „FitFor55” są teraz tak duże, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel chciał we utrzymać końcowe zapisy ze szczytu UE na sporym poziomie ogólności, a walkę o szczegóły odesłać na potem, a najlepiej wyłącznie na poziom unijnych ministrów zajmujących się klimatem.
Jednak premier Mateusz Morawiecki (częściowo wspierany w tej potyczce przez Viktora Orbana) chciał już dziś postanowień szczytu UE co do szczegółów zmniejszających dodatkowe obciążenia dla Polski. Nie udało się, a w rezultacie skończyło się na decyzji Michela, by dziś w ogóle zrezygnować z wszelkich decyzji co do „FitFor55”.
– To bardzo skomplikowana debata. Najważniejsze, że mogliśmy wysłuchać racji każdej ze stron. I to będzie brane pod uwagę przez Komisję Europejską w pracach nad nowym pakietem reform – powiedział Michel po zakończeniu szczytu UE.
A jak tłumaczy nam jeden ze świadków obrad, „zamiast obsesyjnie walczyć o każdy przecinek czasem lepiej dokładnie wzajemnie wysłuchać swych racji”. To „wysłuchanie” ma pozwolić Brukseli na ocenę, jakie jej projekty będą potem mieć szanse na zatwierdzenie przez kraje członkowskie. Polska zazwyczaj prze do wpychania tej tematyki na szczyty UE, gdzie poszukuje się konsensusu między premierami bądź prezydentami krajów Unii w przeciwieństwie do zwykłych prac legislacyjnych w Radzie UE, gdzie obowiązują głosowania większościowe.
Morawiecki stawia opór
Polska jest wśród kraju przeciwnych objęciu branży transportu drogowego oraz budynków unijnym systemem zakupu zezwoleń na emisje CO2 (ETS). A jeśli miałoby już do tego dojść (co potwierdziła dziś von der Leyen), to Warszawa będzie żądać dodatkowych rekompensat finansowych, o co w najbliższych miesiącach będzie toczyć się ciężka walka na forum Unii. Morawiecki miał podczas szczytu tłumaczyć, że koszt nowego celu redukcyjnego UE na 2030 r. już teraz można przeliczyć na dodatkowe 4 mld euro kosztów dla Polski w systemie zezwoleń na emisje ETS.
– Odbyła się długa dyskusja dotycząca klimatu. Kraje Europy Środkowej bardzo jednoznacznie opowiadają się za tym, by ewentualne koszty wprowadzenia nowych zasad w budownictwie nie oznaczały większych kosztów dla najmniej zamożnych grup społecznych – powiedział Morawiecki.
Inny spór w Unii, który dość mocno pokrywa się z podziałem „bogatszy zachód – biedniejszy wschód” dotyczy rozdzielenia ciężarów redukcji emisji CO2 w branżach poza systemem ETS, czyli m.in. rolnictwie, gospodarce odpadami, transporcie.
Dotychczasowe reguły dawały fory krajom biedniejszym, bo cel redukcyjny dla Polski to 7 proc. redukcji w 2030 r. w porównaniu z 2005 r. (w branżach poza ETS), a przykładowo dla Niemiec to aż 38 proc, dla Szwecji 40 proc. To efekt opacia podziału kosztów redukcji na relacji PKB do średniej unijnej, ale teraz – przy przyspieszeniu redukcji – m.in. Szwecja, Dania, Luksemburg bardzo twardo żądają większego dociążenia Europy Środkowo-Wschodniej. Znacznie ciszej, choć ustawicznie za podobnymi modyfikacjami opowiada się Berlin. – Ale ta bitwa została odsunięta na najbliższe lato – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów.
Co z neutralnością klimatyczną
Unijni przywódcy „przyjęli z zadowoleniem”, czyli potwierdzili dziś kwietniową zgodę Parlamentu Europejskiego i Rady UE (unijnych ministrów) na unijne „prawo klimatyczne”, które formalnie zostanie zatwierdzone zapewne w czerwcu albo w lipcu. Gdy wejdzie w życie, cele unijnej neutralności klimatycznej w 2050 r. oraz redukcji emisji CO2 o 55 proc. do 2030 r. (netto w porównaniu z 1990 r.) staną się prawnie wiążące dla wszystkich krajów Unii.
Polska nadal oficjalnie trzyma się postanowień ze szczytu UE z 2019 r., na którym wszystkie kraje zaakceptowały cel neutralności klimatycznej Unii w 2050 r., lecz – na żądanie premiera Mateusza Morawieckiego – odnotowano, że „na tym etapie jedno państwo członkowskie nie może zobowiązać się do realizacji tego celu”. Jednak Komisja Europejska potwierdza, że finalne przyjęcie „prawa klimatycznego” będzie – także w przypadku Polski – równoznaczne ze spełnieniem warunku wsparcia neutralności klimatycznej w 2050 (na poziomie ogólnounijnym). A to znaczy, że „prawo klimatyczne” wkrótce odmrozi całość pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (to w sumie 3,5 mld euro dla Polski) bez dodatkowych deklaracji rządu Morawieckiego co do neutralności klimatycznej w 2050 r.