Tragedia u wybrzeży Lampedusy. "Europa tylko udaje poruszenie"
4 października 2013Unijny politycy nie kryją swojego poruszenia tragedią, jaka rozegrała się u wybrzeży Lampedusy - ponad stu uchodźców z Afryki utonęło, nie mogąc opuścić palącej się łodzi. Uratowało się tylko 150 osób i jeszcze nie wiadomo, ile ofiar zostanie jeszcze wyłowionych.
Tragedia ta wznieciła unijny spór wokół postępowania z przybyszami z afrykańskiego kontynentu. Sprawa ta ma dwa aspekty: Każde z państw członkowskich UE prowadzi własną politykę ws. uchodźców i politykę azylową. Czyli nie ma w tym względzie żadnej wspólnej, europejskiej linii. Z drugiej strony wszystkie państwa starają się trzymać uchodźców możliwie jak najdalej od swego terytorium. W tym względzie największy ciężar spada na kraje, do których przedzierają się uchodźcy, jak Włochy, Grecja, Cypr - i kraje te są dość osamotnione w tym, jak z problemem tym muszą sobie radzić.
W Unii Europejskiej od lat obowiązuje bowiem zasada, że uchodźcy muszą złożyć wniosek o azyl w kraju, którego terytorium ich stopa dotknęła najpierw na kontynencie europejskim. Czyli inne kraje w ogóle nie są zobowiązane do żadnej solidarności w tym względzie.
System pomocy czy odstraszania?
Jednak tak nie może pozostać dłużej - uważa komisarz UE ds wewnętrznych Cecilia Malmstroem. Od lat postuluje ona uzgodnienie wspólnej, unijnej polityki ws. uchodźców. Tak długo jak UE tego nie zmieni, pozostaje jej tylko apelować, by inne kraje przyjmowały do siebie więcej uciekinierów, szukających schronienia. Rzecznik prasowy komisarz Malmstroem Michele Cercone zwraca także uwagę, że "za tą i za wieloma innymi tragediami kryją się przestępcy, wykorzystujący ludzką biedę". Przemyt ludzi jest przestępczym procederem, który bandom przynosi ogromne zyski, wyjaśniał Cercone w czwartek (3.10) w Brukseli. - Dlatego musimy zwielokrotnić nasze wysiłki w zwalczaniu tych band - powiedział. Nadzieje pokłada on w nowym systemie strzeżenia granic Eurosur, który ma ruszyć z początkiem grudnia. Przy pomocy tego systemu będzie można łatwiej tropić mniejsze łodzie z uciekinierami na pokładzie czy ratować rozbitków.
Krytycy są jednak zdania, że system ten ma bardziej na celu odstraszanie od takich przepraw w kierunku wybrzeża Europy niż pomoc tonącym.
"Europa udaje tylko poruszenie"
Guenther Burkhard, prezes organizacji pomocy uchodźcom Pro Asyl uważa reakcję komisarz Malmstroem za cyniczną. - Europa zamyka swoje granice i udaje wielkie poruszenie, kiedy uwidacznia się, jakie działanie ma obwarowanie europejskiej twierdzy. - Po uszczelnieniu lądowej granicy UE z Turcją, uciekinierzy wybierają teraz bardziej niebezpieczną drogę przez morze - zaznacza szef Pro Asyl.
Europosłanka Partii Lewicy Cornelia Ernst w swym stanowisku opublikowanym 4.10. pisze: "Europejska polityka ws. uchodźców polega na inkryminowaniu imigrantów, wydalaniu ludzi i dyskryminacji. Rządy państw UE sięgają po każdy środek, by tylko ustrzec swój dobrobyt przed ludźmi z innych krajów".
Bramy nie są wcale zamknięte
Komisarz Malmstroem w żadnym wypadku nie ucieka się jedynie do zamykania bram uciekinierom. Jak podkreślał Michele Cercone: "Musimy starać się, by było więcej legalnych możliwości dotarcia do Europy". Należy w tym celu stworzyć "bardzo surowe i ściśle określone warunki". Jednak także i on krytykuje, że państwa członkowskie UE "napływ uchodźców traktują bardziej jako problem i zagrożenie". - Ale starzejąca się Europa potrzebuje napływu imigrantów. Tyle, że nie wszyscy tak to widzą, także nie europosłowie. W wywiadzie udzielonym DW we wrześniu, europosłanka Monika Hohlmeier (nota bene córka Franza Josefa Straussa) utyskiwała, że "już teraz przyjmuje się co roku populację małego miasteczka". Posłanka liberałów Nadja Hirsch podkreślała, że "jest to temat, którym nie można nic wygrać w polityce wewnętrznej".
Jak wygląda zmasowany napływ?
Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, nie kryje swojego oburzenia postępowaniem rządów państw UE. - To jest europejski problem i nie jestem gotów zaakceptować tłumaczeń państw członkowskich, że nie mają miejsca - mówił.
Komisja Spraw Wewnętrznych europarlamentu przechodzi teraz do ofensywy wydając rezolucję, w której wzywa państwa członkowskie UE i Komisję Europejską, by rozważyły wdrożenie dyrektywy z roku 2001, która jak dotąd nie znalazła zastosowania. Ustala ona "minimalne normy na udzielenie czasowego schronienia na wypadek zmasowanego napływu osób na wygnaniu i wspieranie równomiernego rozdziału obciążeń na wszystkie państwa przy przyjęciu tych osób'".
Wdrożenie tej dyrektywy oznaczałoby, że uchodźcy otrzymywaliby na czas udzielenia im schronienia zezwolenie na pobyt i mogliby podejmować pracę. W nadchodzącym tygodniu dyskutowane będzie to na zgromadzeniu plenarnym parlamentu. Ponadto na poniedziałek (7.10) przewidziane jest podjęcie tego tematu na sesji ministrów spraw wewnętrznych państw UE w Luksemburgu. Już teraz za sporne uważa się określenie "zmasowany napływ". I już teraz widać, że większość państw członkowskich rękami i nogami będzie bronić się przed przyjęciem większych kontyngentów uchodźców.
Christoph Hasselbach / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek