UE szykuje sankcje za nękanie Polaków na Białorusi
10 maja 2021- Nowe sankcje wobec Białorusi będą gotowe w najbliższych tygodniach – zapowiedział dziś szef unijnej dyplomacji Josep Borrell po posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych UE w Brukseli.
Borrell podkreślił, że reżim Aleksandra Łukaszenki kontynuuje represje, które teraz obejmują także polską społeczność w tym kraju (doszło tam niedawno m.in. do uwięzienia działaczy Związku Polaków na Białorusi). Zapowiedział, że nowe sankcje, czyli zapewne zamrożenie majątku i zakaz wjazdu na teren UE dla kolejnych ludzi Łukaszenki, będą odpowiedzią m.in. na działania reżimu wobec Polaków.
Unijni ministrowie rozmawiali dziś także o Rosji, która za dwa tygodnie będzie tematem szczytu UE. – Działania Rosji nadal wpisują się w dynamikę eskalacji. To będzie tematem dyskusji przywódców UE – powiedział Borrell, bo – zgodnie z zapowiedziami – ministrowie nie podjęli dziś żadnych nowych decyzji co do Moskwy. Kolejny raz wyrazili swą solidarność wobec Czech, które niedawno oskarżyły oficerów GRU o zorganizowanie eksplozji magazynu amunicji w 2014 r, ale – jak powiedział Borrell – tematem dzisiejszych obrad nie była skoordynowana akcja wypraszanie rosyjskich dyplomatów. Niedawno do takiej akcji wzywał Parlament Europejski przez analogię do zachowania sojuszników Wlk. Brytanii z UE i NATO po otruciu Andrieja Skripala z 2018 r.
Unijne siły szybkiego reagowania? Bez Polski?
Natomiast szefowie dyplomacji oficjalnie zwrócili się dziś do Borrella, by do listopada tego roku przedstawił im projekt „kompasu strategicznego” Unii, który ma być podstawą dyskusji m.in. o „autonomii strategicznej” UE, czyli m.in. zdolności do samodzielnego działania w swym sąsiedztwie w partnerstwie z USA, lecz bez każdorazowego proszenia o pomoc Amerykanów. Obecnie jednym z najżywiej dyskutowanych pomysłów „autonomii” jest powołanie unijnych sił szybkiego reagowania, czyli około 5 tysięcy żołnierzy wspieranych – w razie potrzeby – także unijnymi siłami militarnymi z powietrza i morza.
Ten promowany przez Borrella pomysł był tematem ministrów obrony w ubiegły czwartek (6.5.21), kiedy swe zainteresowanie wyraziło 14 z 27 krajów Unii, w tym Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania. Ale szefowa niemieckiego MON Annegret Kramp-Karrenbauer (CDU) jednocześnie podkreślała wstępny charakter debaty, a unijną brygadę nazwała „jednym z tysiąca pomysłów”, który jest teraz dyskutowany w ramach przygotowań „kompasu strategicznego”. Z kolei polski minister obrony Mariusz Błaszczak wyraził swój sprzeciw, podkreślając, że Unia ma już teraz swe „grupy bojowe”, więc nie potrzebuje powoływania nowych bytów w polityce bezpieczeństwa.
Z Europy Środkowo-Wschodniej zainteresowanie nową unijną siłą szybkiego reagowania na razie wyrażają tylko Czechy, a reszta albo nie jest zainteresowana usprawnieniem unijnych misji wojskowych albo – to przypadek m.in. Polski, Rumunii, krajów bałtyckich – z nieufnością patrzy na struktury choćby teoretycznie konkurujące z NATO.
Szkopuł w tym, że obecne unijne grupy bojowe, czyli po około 1500 żołnierzy z różnych krajów (np. wspólna grupa wyszehradzka) „dyżurujących” w gotowości pod swymi krajowymi dowództwami po pół roku już od 2007 r. nigdy nie zostało nigdzie wysłanych. Lęk przed sporami o dowodzenie, podział kosztów, polityczne zaangażowanie sprawiły, że Unia np. w misji Irini na Morzy Śródziemnym wolała skorzystać z innych form rekrutacji sił.
Unia w swych misjach wojskowych (prowadzonych oprócza cywilnych misji zagranicznych) stawiała dotąd na działania niebojowe, przykładowo ochranianie cywilów i dostaw pomocy w Czadzie albo Republice Środkowoafrykańskiej. Takie priorytety UE zapewne nie zmieniłby się szybko także wraz z powołaniem nowych unijnych sił szybkiego reagowania, choć – jak tłumaczą urzędnicy UE – mogłyby one służyć do bardzo szybkiej pomocy dla rządów zagrożonych ofensywą terrorystów.
Mobilność wojskowa z USA
Obrona terytorialna Europy pozostaje domeną NATO. A unijni ministrowie obrony dali w zeszłym tygodniu zielone światło dla dołączenia Stanów Zjednoczonych, Kanady i Norwegii do unijnego projektu „mobilności wojskowej”. „Mobilność” weszła do programu prac Unii dopiero przed kilku laty, gdy w czasie umacniania flanki wschodniej NATO zdano sobie sprawę, że po zakończeniu zimnej wojny w Europie zaniedbano starania, by drogi, mosty, połączenia kolejowe były przygotowane na szybki przerzut wojsk w ramach operacji NATO. Dlatego fundusze UE mają teraz współfinansować taką rozbudowę infrastruktury, która uwzględniałaby potrzeby „mobilności wojskowej”, czyli np. strategiczne przeprawy przez rzeki ciężkimi czołgami.