"W walce z terrorystami wszyscy jedziemy na jednym wózku”
30 grudnia 2015„Landeszeitung” z Lueneburga pisze: „Wybuchy bomb na centralnym placu miasta Grand Place podczas sylwestrowych fajerwerków i ostrzał brukselskiej Komendy Głównej Policji - plany terrorystycznych ataków ujawnione teraz w Brukseli, potęgują jeszcze bardziej koszmar islamiskiego terroryzmu, który dręczy Zachód. Najgorsze jest to, że im większe sukcesy Zachód odnosi w walce z islamistkimi barbarzyńcami w Syrii, z tym większą zajadliwością będą oni szerzyć strach na Zachodzie. Okropne jest to, że era terroryzmu może jeszcze potrwać co najmniej jedno dziesięciolecie. Obojętnie, jak krwawe były ataki terrorystów na nasze społeczeństwo, strach przed ich krwawymi czynami jeszcze większym cieniem położy się na nasze życie ”.
"Wetzlarer Neue Zeitung” zauważa: „Przywódca islamistów Abu Bakr al-Bagdadi ponownie wezwał wszystkich muzułmanów, by przyłączyli się do dżihadu dla powstrzymania wojny ‘niewiernych' z islamem. Ale tu pomylił on się chyba w swojej kalkulacji. Na Twitterze i na innych portalach społecznościowych w internecie przede wszystkim muzułmanie naśmiewają się z Bagdadiego. Raczej należy wykluczyć, że terroryści rozumieją tak subtelny humor, podobnie jak to, że rozumieją oni cokolwiek. Dużo ważniejsze jest i tak, żeby wszyscy ludzie, ceniący sobie pokój, zrozumieli przesłanie muzułmanów do całego świata: W walce z terrorystami i innymi ekstremistami wszyscy jedziemy na jednym wózku”.
Berliński „Tagesspiegel” zaznacza, że „Państwa Islamskiego nie można pokonać tylko środkami wojskowymi. Potrzebna jest także szczególna polityczna wrażliwość i wielka spójność. Ale o tym wszystkim w ogóle nie ma mowy. Walka z dżihadystami prowadzona jest bez większego zaangażowania. Ameryka, Rosja, Turcja, Iran czy Arabia Saudyjska – każdy działa na własną rękę, starając się wyciągnąć dla siebie jak największe korzyści strategiczne. W ten sposób nie pokona się terorystów. Taki brak zgody w obozie ich przeciwników jest im jak najbardziej na rękę. I gdyby nie było ani fali uchodźców z Syrii w kierunku Europy, ani paryskich zamachów czy katastrofy rosyjskiego samolotu na skutek bomby na pokładzie, świat w dalszym ciągu bezczynnie przyglądałby się rozkładowi regionu dotkniętego kryzysem”.
„Neue Presse” z Hanoweru ocenia: „Budzący przerażenie bojownicy Państwa Islamskiego tracą zdobyte miasta, a ich ich pseudo-kalifat powoli się rozpada. W ten sposób Państwo Islamskie nie tylko traci terytorium; maleje też strach przed jego okrucieństwem. Czego jednak nie da się zniszczyć bombami i rakietami w Iraku czy przez aresztowania i wyroki sądów w krajach europejskich, to ekstremistyczna ideologia. Wraz z kalifatem nie zniknie ekstremizm, jego zwolennicy najwyżej zejdą do podziemia. Kiedy jakiś zagorzały dżihadysta nie będzie mógł już mordować w Iraku, będzie to robił gdzie indziej. Jest dosyć niestabilnych państw muzułmańskich, które albo już teraz znajdują się w stanie wojny domowej, albo mogą szybko paść ofiarą destabilizacji. Właśnie tych zagrożonych państw nie wolno pozostawić samym sobie”.
opr. Małgorzata Matzke