Polska zablokowała ugodę UE w sprawie klimatu
21 czerwca 2019Obecnie Unia Europejska dąży do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. w 2030 r. (w porównaniu z 1990 r.), ale w ostatnich tygodniach w Europie zaczęła szybko rosnąć gotowość do przyspieszenia redukcji i przyjęciu celu neutralności klimatycznej UE w 2050 r. Wymagająca wielkich inwestycji neutralność oznaczałaby ograniczenie emisji gazów cieplarnianych o blisko 100 proc. oraz zrównoważenie pozostałych, bardzo niewielkich emisji m.in. za pomocą sadzenia lasów, które absorbują dwutlenek węgla. Neutralności klimatycznej już w 2050 r. długo sprzeciwiała się kanclerz Angela Merkel, ale to zaczęło się zmieniać w ostatnich tygodniach. Przed paru dniami Berlin przyłączył się do Paryża w akcji przekonywania wszystkich krajów Unii do nowego ambitnego celu redukcyjnego.
Jednak na szczycie UE wczoraj wieczorem (20.06.2019) celowi neutralności sprzeciwiła się tylko Polska, do której dołączył Viktor Orban (choć wcześniej Węgry godziły się na neutralność) oraz Czechy i Estonia. Gdyby premier Mateusz Morawiecki zrezygnował ze swego weta, to najprawdopodobniej i te kraje przyłączyłyby się do konsensusu. – Interesy polskich przedsiębiorców i obywateli zostały obronione – powiedział Morawiecki. Decyzje szczytu wymagają jednomyślności wszystkich krajów UE, więc „obrona” Morawieckiego polegała tylko na odrzuceniu propozycji zapisów zapowiadających „sprawiedliwą transformację”, a także wsparcie dla krajów Unii wychodzących z energetyki węglowej. Otoczenie Morawieckiego tłumaczyło, że Polsce nie wystarczą tak ogólnikowe obietnice, a potrzebne są szczegółowe rachunki kosztów neutralności klimatycznej. – Daliśmy sobie więcej czasu na wypracowanie kompromisu – powiedział Morawiecki, sugerując, że polska blokada nie oznacza pryncypialnego sprzeciwu wobec budowy gospodarki zmierzającej do zerowego bilansu gazów cieplarnianych.
Ludzie chcą zmian
Polskie weto to rozczarowanie dla Emmanuela Macrona, bo Francuzi ponoć szczerze liczyli na rozmiękczenie sprzeciwu Polski. Pomimo to obrady o klimacie miały – wedle naszych rozmówców – przebiegać dość spokojnie i bez wielkich emocji. – Polska jako klimatyczny hamulcowy to przecież nie jest wielkie zaskoczenie – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów. Macron miał tłumaczyć, że Unia potrzebuje ambitnego celu, by świecić przykładem we wrześniu na szczycie klimatycznym ONZ w Nowym Jorku. Natomiast Merkel miała bardzo powściągliwie przypominać, że kryzys klimatyczny ostatnio staje się coraz ważniejszy dla zwykłych Europejczyków i stąd potrzeba zwiększenia ambicji Unii w redukcji emisji.
– Każdego dnia ludzie odczuwają skutki suszy, powodzi i innych katastrof klimatycznych. Tysiące ludzi protestowało na ulicach, domagając się pilnych działań w kwestii kryzysu klimatycznego. Opowiedzieli się za ochroną klimatu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale przywódcy krajów Unii znów zignorowali to, jak pilna jest potrzeba działań – komentowała Ska Keller, niemiecka współprzewodnicząca frakcji Zielonych w europarlamencie.
To nie koniec walki o neutralność
Władze Polski obawiały się, że oficjalne zobowiązanie UE do neutralności klimatycznej w 2050 r. doprowadzi do szybkich – i wymagających kosztownych inwestycji – prób zaostrzenia celu na 2030 r. Jednak weto Morawieckiego to na pewno nie koniec idei unijnej neutralności klimatycznej w 2050 r. Będzie wracać w negocjacjach budżetowych, a ponadto Unia ma najpóźniej w 2020 r. przyjąć swoją długoterminową strategię klimatyczną. Ta będzie przekuwana na szczegółowe przepisy energetyczno-klimatyczne, które będą zatwierdzane w głosowaniach większościowych w Radzie UE oraz w Parlamencie Europejskim.
Szczyt UE zgodził się na przedłużenie sankcji gospodarczych wobec Rosji o kolejne pół roku (czyli do końca stycznia 2020 r.). Ta decyzja powinna być sformalizowana przez unijnych ministrów w Radzie UE w przyszłym tygodniu. Natomiast dziś (21.06) szczyt eurostrefy oficjalnie zatwierdzi wstępny projekt budżetu strefy euro, ale w kształcie bardzo mało ambitnym co do wielkości i zadań w porównaniu z pierwotnymi propozycjami Paryża.
Tusk: Nie jestem kandydatem
Donald Tusk już zwołał dodatkowy szczyt UE na 30 czerwca, bo ostatniej nocy przywódcom nie udało się wskazać następcy samego Tuska, szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera oraz szefowej unijnej dyplomacji Federiki Mogherini (ich kadencje kończą się jesienią). – Będę kontynuować konsultacje i z przywódcami krajów, i z Parlamentem Europejskim – zapowiedział Tusk. W przyszłym tygodniu w Japonii odbywa się szczyt G20 i niewykluczone, że również tam Merkel i Macron będą próbować uzgodnić wspólną linię co do europosad, by potem przekonywać do niej innych liderów.
Macron po zakończeniu obrad ostatniej nocy powiedział, że skoro wśród przywódców krajów Unii w Radzie Europejskiej nie ma większości na rzecz eurowyborczych liderów unijnych międzynarodówek (dla centroprawicowego Manfreda Webera, centrolewicowego Fransa Timmermana i liberałki Margrethe Vestager), to zaczyna się szukanie nowego szefa Komisji Europejskiej spoza grona tych liderów („Spitzenkandidatów”). Merkel pytana, czy centroprawica musi już zrezygnować z promowania Manfreda Webera, uchyliła się od bezpośredniej odpowiedzi, co jest fatalnym znakiem dla tego bawarskiego chadeka.
Tusk został zapytany na konferencji prasowej, czy jego nazwisko zostało dodane do listy kandydatów na szefa Komisji Europejskiej (takie egzotyczne plotki pojawiły się w Warszawie). Stanowczo odparł – „nie”. – Na szczęście nie – dodał Juncker.